- Popełniłem gafę - zwierzał się mi się zmartwiony kolega po fachu. - Przyszedłem do biura innego zarządcy na zebranie wspólnoty mieszkaniowej, która miała podjąć uchwałę o powołaniu mnie na nowego zarządcę. Zmiana była uzgodniona, zresztą to poprzedni zarządca wypowiedział umowę, a mimo to zostałem wyproszony z biura. Pracownicy poprzedniego zarządcy wyproszenie mnie tłumaczyli „względami etycznymi”. Uwaga poszła mi w pięty i wyszedłem. Czułem się źle.
Moje pocieszanie kolegi zamieniło się w mini-manifest na rzecz konieczności przychodzenia na takie zebrania, a ponieważ temat często rozpala środowisko zarządców, postanowiłem spisać swoje przemyślenia.
Mnie też to spotkało. Jednak uważam, że gafę popełniły osoby, które mnie wyprosiły, a nie ja. Też czułem się wtedy źle, gdyż spotkałem się z niepotrzebną agresją, a przecież nasza praca i tak nie należy do łatwych. Czułem się źle, gdyż takie sytuacje po prostu obniżają prestiż i wizerunek naszego zawodu. Trudno mi wyobrazić sobie sytuację, w której właściciele mieszkań chcą powołać mnie na zarządcę, a ja nie mam możliwości oświadczyć formalnie, czy się zgadzam, ani przedstawić się obecnym na zebraniu (bo przecież nie wszyscy właściciele negocjują wcześniej z kandydatem na zarządcę) i odpowiedzieć na ich pytania. Oczywiście uważam za niedopuszczalne dyskutowanie na takich zebraniach z właścicielami mieszkań o działaniach poprzednika. Zawsze, gdy właściciele chcą wyjaśnić poprzednikowi powody swojej decyzji – opuszczam salę.
Jednak za niedopuszczalne uważam również wyrzucanie z zebrania kandydata na zarządcę z tego powodu, że głosowana uchwała bezpośrednio go dotyczy. Bardzo niekomfortowa jest świadomość, że ktoś podejmuje decyzję w mojej sprawie, a ktoś trzeci (bo zarządca nie jest członkiem wspólnoty) fizycznie nie dopuszcza mnie do głosu. Takie zachowanie jest nieeleganckie również wobec właścicieli, którzy podejmują ważną decyzję i zostają przy jej podejmowaniu poważnie ograniczeni. Uważam takie postępowanie po prostu za nieetyczne, gdyż rodzą się niepotrzebne wątpliwości co do sposobu przeprowadzenia zebrania. Wiemy przecież, że zebranie wspólnoty organizuje aktualny zarządca, dlatego nie ma formalnej możliwości, by zorganizował je ktoś inny. Gdyby do tego doszło ważność takiego zebrania jest wątpliwa. Gdyby kandydat na nowego zarządcę namawiał do organizacji zebrania bez udziału aktualnego zarządcy postępowałby nieprofesjonalnie i nieetycznie. Standardem zawodowym powinno być uzgadnianie przez zarządców wzajemnej obecności na takich zebraniach. Najlepiej, gdyby żaden z nich nie przewodniczył zebraniu, zabierał głos tylko poproszony przez właścicieli i tylko w swojej sprawie. To właściciele powinni decydować kogo zapraszają na zebranie, a jeśli pojawi się wątpliwość, czy obecność „obcego” zarządcy jest zasadna, właściciele powinni decydować o jego wyproszeniu. Argument, że każdy zarządca ma swoje biuro jest według mnie argumentem niskich lotów.
Nieobecność na zebraniu zarządcy, którego chcą wybrać właściciele może być przez nich odebrana jako brak zainteresowania nimi „na dzień dobry”. Zasad takiej obecności nie sposób uregulować w żadnych przepisach ani kodeksie etycznym. To jest domena kultury i pewnej klasy. Pracując na dobry wizerunek naszego zawodu, nie powinniśmy prezentować tak złego stylu. Kulturalnie przeprowadzona zmiana zarządcy powinna być standardem, a właściciele nie powinni czuć dyskomfortu z powodu podjętej decyzji.