Przez minione 20 lat żyliśmy w przekonaniu, że wolny rynek i możliwość swobodnej konkurencji są fundamentem dobrobytu. Wydawało się, iż czasy, gdy największym wrogiem była „prywatna inicjatywa”, niestosująca się do narzucanych przez państwo cen urzędowych, bezpowrotnie minęły. Nic bardziej mylnego. Państwo szykuje milionom pacjentów powrót do epoki cen regulowanych. I bynajmniej nie z korzyścią dla kieszeni pacjenta. Po raz kolejny do ustawy o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych próbuje się wprowadzić przepisy o sztywnych cenach i marżach na leki refundowane.
Zrezygnowanie z cen maksymalnych (dzisiaj obowiązujących) na rzecz sztywnych cen leków de facto eliminuje jakąkolwiek konkurencję między przedsiębiorcami działającymi w tym sektorze, zastępując ją powszechnie obowiązującą regulacją. Tym samym eliminuje się wszelkie mechanizmy rynku na rzecz ustawowej i administracyjnej ingerencji.
O relacjach między przedsiębiorcami farmaceutycznymi – w świetle proponowanych rozwiązań – nie można już powiedzieć, że będą odbywały się „na rynku” farmaceutycznym, bo rynek ten w rozumieniu ekonomicznym ulegnie „likwidacji” i zostanie zastąpiony wykreowanym mechanizmem administracyjnym, w który projektodawcy próbują wtłoczyć przedsiębiorców.
W sposób jednoznacznie negatywny należy ocenić przepisy wprowadzające sztywne ceny zbytu leków refundowanych oraz sztywne marże detaliczne i hurtowe. Obecne obowiązywanie cen maksymalnych ogranicza konkurencję, jednak jej nie eliminuje. Przedsiębiorcy ograniczeni ceną maksymalną mogą bowiem konkurować ze sobą poniżej poziomu tej ceny. Możliwość zaistnienia takiego mechanizmu ma doniosłe znaczenie dla rynku – przedsiębiorcy, chcąc przyciągnąć klientów (pacjentów), mają możliwość obniżenia ceny, rezygnując z części swojej marży.
To z kolei powoduje niewątpliwą korzyść dla pacjenta, bo ma on wybór między tańszym i droższym lekiem.