Postępowanie wyjaśniające wobec sędzi, która przyjęła nagrodę z rąk prezydenta Gdańska, podobne wobec sędziego, który „arogancko" odpowiedział rzecznikowi dyscyplinarnemu czy też uczestniczył w symulacji rozprawy podczas festiwalu Woodstok. Postępowania w sprawie koszulek z napisem „Konstytucja" i niezliczone wypowiedzi, a nawet pytania prejudycjalne. To doniesienia medialne z ostatnich miesięcy. Można odnieść wrażenie, że toczy się jakaś zakrojona na szeroką skalę operacja dyscyplinowania sędziów.
Czytaj także: Przypadek sędziego Żurka - komentuje Tomasz Pietryga
Nie wiem, czy tak jest i czy skala postępowań wyjaśniających zakończonych dyscyplinarkami jakoś gwałtownie wzrosła w porównaniu z okresem przed rewolucją w wymiarze sprawiedliwości, którą zafundował PiS. Wiem jedno: w czasach ostrego sporu między władzą polityczną a sądowniczą o reformy i bardzo emocjonalnej debaty publicznej również rzecznicy dyscyplinarni powinni wziąć poprawkę na tę zmienną, stając na straży sędziowskich zasad etycznych. Sądownictwo i rola, pozycja sędziego w debacie publicznej w ostatnich trzech latach zmieniły się diametralnie. Zamknięte dotychczas środowisko zabrało głos w dyskusji o państwie i prawie. I można się z nim zgadzać lub nie, jednak traktowanie tych często bardzo emocjonalnych, krytycznych głosów jako deliktu dyscyplinarnego jest działaniem wręcz niebezpiecznym.
I nie chodzi tylko o tzw. efekt mrożący, który może dotknąć niektórych sędziów, ale sam sędziowski system dyscyplinarny. Nadgorliwość rzeczników z jednej strony napędza opór niezadowolonych z refom, z drugiej zaś może spowodować, że w takim tempie za jakiś czas postępowania wyjaśniające będą się toczyć przeciwko połowie sędziowskiej populacji, co podmywałoby wiarygodność tak skonstruowanego systemu.
Rzecznicy dyscyplinarni w czasach napięć i emocjonującej debaty między politykami a sędziami, a także wewnątrz środowiska sędziowskiego, powinni wziąć na to poprawkę. Rzeczywistość się zmieniła, wrażliwość na słowa również.