Od wtorkowej konferencji prasowej Prokuratury i ABW media prześcigają się w doniesieniach na temat niedoszłego zamachowca. Informacja o treści zarzutów, czynionych przygotowaniach do przestępstwa i zgromadzonych materiałach wybuchowych okazała się jednak niewystarczająca. Czytelnicy i widzowie chcą wiedzieć więcej o aresztowanym, a media te oczekiwania spełniają. Na przykład jedna ze stacji telewizyjnych wyemitowała planszę z kompendium wiedzy o Brunonie K. Można się z niej dowiedzieć nie tylko o jego miejscu pracy, stanowisku, ale też o stanie cywilnym i liczbie dzieci. Co więcej, kompendium uzupełnia portretowe zdjęcie podejrzanego – oczywiście ze zwyczajowym czarnym paskiem zakrywającym oczy, nota bene dość skąpym. Ten czarny pasek i litera „K" zamiast nazwiska mają uczynić zadość przepisom Prawa prasowego. Nic bardziej mylnego.
Zgodnie z art. 13 ust 2 ustawy Prawo prasowe nie wolno publikować w prasie danych osobowych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, chyba że osoby te wyrażą na to zgodę. W przypadku wizerunku sprawa jest dość oczywista – zakrycie fotografii lub jej rozmazanie powinno uniemożliwiać rozpoznanie przedstawionej na niej osoby. Innymi słowy, istotne znaczenie ma wielkość czarnego paska.
W przypadku danych osobowych należy sięgnąć do stosownej definicji z ustawy o ochronie danych osobowych. Za dane osobowe uważa się wszelkie informacje dotyczące zidentyfikowanej lub możliwej do zidentyfikowania osoby fizycznej (art. 6 ust 1 ustawy). Możliwą do zidentyfikowania jest osoba, której tożsamość można określić bezpośrednio lub pośrednio, w szczególności przez powołanie się na numer identyfikacyjny albo jeden lub kilka specyficznych czynników określających jej cechy fizyczne, fizjologiczne, umysłowe, ekonomiczne, kulturowe lub społeczne (art. 6 ust 2 ustawy).
Podstawowymi danymi osobowymi są imię i nazwisko, ale w konkretnym przypadku może to być informacja pozornie natury ogólnej, jednak pozwalająca w połączeniu z inną informacją zidentyfikować daną osobę fizyczną, np. miejsce zatrudnienia wraz z rzadkim imieniem. W opisywanym przypadku do zidentyfikowania aresztowanego wystarczy podanie jego imienia i pierwszej litery nazwiska. W końcu Brunon to obecnie niezbyt popularne imię. Uzupełnienie tej informacji o miejsce pracy, stanowisko, stan cywilny i liczbę dzieci wyjaśnia, dlaczego już we wtorek po południu w radio usłyszeć było można wywiady z sąsiadami i studentami aresztowanego.
Tym samym naruszono zakaz wyrażony w prawie prasowym. Nie po raz pierwszy. Informowano już o Przemysławie W., synu Prezydenta RP Lecha Wałęsy, Jakubie W., znanym prezenterze i celebrycie, czy ostatnio o Marcinie P., prezesie Amber Gold. A przecież zakaz ten jest wyrazem konstytucyjnej zasady domniemania niewinności i powinien zapewniać ochronę osobom, których wina nie została stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu (art. 42 ust. 3 Konstytucji RP). Istotą tej ochrony jest obrona dobrego imienia osoby, której wina nie została przesądzona. Ujawnianie tożsamości podejrzanych czy oskarżonych poprzez podanie danych umożliwiających ich identyfikację niweczy sens zakazu ustawowego. A przecież oskarżony powinien być do chwili uprawomocnienia się wyroku skazującego traktowany jak niewinny. Tu teoria rozmija się z praktyką. Można odnieść wrażenie, że zapominamy, że sąd rozpatrujący sprawę może uniewinnić oskarżonego. Tak było np. w głośnej sprawie prezesa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego. Przykłady można zresztą mnożyć. Osoba aresztowana została już jednak napiętnowana, a jej najbliżsi, w tym dzieci, musieli z tym piętnem żyć. Jak się często okazuje – niesłusznie.