W Helsińskiej Fundacji przygotowaliśmy raport pt. „Asystenci sędziów oraz pracownicy sądów jako ważne ogniwo procesu orzeczniczego w sądach", opisujący konieczne do rozwiązania problemy w obszarze funkcjonowania tych zawodów. Obie grupy zawodowe odpowiedzialne są za wykonywanie tak merytorycznych, jak i administracyjnych czynności, umożliwiających realizację zadań stawianych przed sądami. Mimo że asystentów i pracowników jest w sądach powszechnych łącznie ponad 33 tys., to brak jest obecnie jasnej koncepcji obu zawodów.
Deregulacja pilnie potrzebna
W wypadku asystentów sędziów od lat obserwuje się słabnące zainteresowanie wykonywaniem tego zawodu (na koniec III kwartału 2012 r. w sądach powszechnych pozostawało aż 323 nieobsadzonych etatów asystenckich). Problem to ustawowo określone wymagania kwalifikacyjne – od kandydata do zawodu wymaga się od 2009 r. ukończenia aplikacji ogólnej w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury. Tymczasem wskazani absolwenci nie garną się do asystentury i stąd wolne stanowiska.
Napływ kandydatów do zawodu ogranicza także wynagrodzenie – nieadekwatne do zakresu obowiązków i wykształcenia. Określane w rozporządzeniu Ministra Sprawiedliwości wynagrodzenie zasadnicze nie było od 2009 r. podwyższane i waha się między 2675 zł – 3824 zł, a przez ostatnie 10 lat dolna kwota wynagrodzenia asystenckiego wzrosła ledwie o 475 złotych. Oznacza to, że wynagrodzenie zasadnicze asystenta sędziego jest dwu-, trzykrotnie niższe od zarobków sędziów, a z przeprowadzonych badań wynika, że jest często także niższe od wynagrodzeń pracowników sądów. Skoro pojawiły się wakaty, a pracy przybyło, w sądach w charakterze asystentów sędziów zatrudnienie znaleźli pracownicy tymczasowi, tzw. koordynatorzy prawni. Budzi to zrozumiałe protesty asystentów sędziów, bo koordynatorzy prawni zarabiają podobne pieniądze, mimo że nie wymaga się od nich nawet ukończenia studiów prawniczych. Inne wątpliwości podnoszone w związku z profesją koordynatora prawnego to brak zakazu wykonywania zajęć sprzecznych z obowiązkami asystenta/pracownika sądu i podważających zaufanie do sądu, a także niezwiązanie ustawowym obowiązkiem ochrony tajemnic prawnie chronionych. To oczywiście nie jedyne problemy związane z zawodem asystenta sędziego, bo trzeba by tu wymienić także brak jakiejkolwiek ścieżki awansu, czy niewystarczającą ofertę realizowanego przez KSSiP doskonalenia zawodowego. Nadto asystentów dotykają problemy związane z nieuzyskaniem zgody na odbywanie aplikacji prawniczej, czy podjęcie dodatkowego zatrudnienia.
Te wszystkie obserwacje skłaniają do postawienia tezy, że obecny model zawodu asystenta sędziego w sądownictwie powszechnym po prostu się nie sprawdza. Nie satysfakcjonuje on asystentów, a wobec ich niewystarczającej liczby nie przynosi spodziewanych korzyści dla wymiaru sprawiedliwości. Dlatego należy oczekiwać kompleksowej reformy zawodu asystenta, a jej pierwszym krokiem powinno być otwarcie na olbrzymią rzeszę absolwentów studiów prawniczych.
Kto ma wspierać orzecznika
Wiele problemów dotyka także funkcjonowania pracowników sądów powszechnych. Regulacje prawne dotyczące ich statusu mają charakter archaiczny. Ich ustawa ustrojowa, która reguluje także status pracowników sądów wojskowych i prokuratur, ma już ponad 14 lat. W tym czasie była zmieniana, ale trudno o tych nowelizacjach mówić, żeby szły z duchem czasu. Takie „zastanie" legislacyjne, połączone z brakiem należytego zarządzania, spowodowało szereg konsekwencji. Pierwsza to dezorientacja, polegająca na niejasnym statusie zatrudnionych w sądzie. Dziś mimo terminologii model tej profesji ma mieszany urzędniczo-pracowniczy charakter, co powoduje problemy z określeniem roli urzędników sądów. Wiąże się z tym kwestia wymogów stawianych kandydatom. Ponad pięć lat temu resort sprawiedliwości właściwie bezrefleksyjnie podniósł je – żądając uzyskania wyższego wykształcenia. Dziś pod wpływem doświadczeń proponuje się powrót do przeszłości. Rodzi się pytanie, czy władze publiczne mogą swoich funkcjonariuszy narażać na takie wahania ustawodawcze? Wreszcie najważniejsza kwestia – wynagrodzenia. Cóż z tego, że w rozporządzeniu zapisano możliwość osiągnięcia wynagrodzenia na pułapie 5,2 tys. zł (a nawet 7 tys. zł), skoro dolne widełki większości urzędników nie przystają do minimalnego krajowego wynagrodzenia (1,6 tys. zł). Czy dla tak określonych stawek można konstruować system wynagrodzenia godny urzędnika sądu?