W ostatnim czasie na łamach gazet, w tym również „Rzeczpospolitej", przetacza się dyskusja dotycząca wyborów władz samorządów zawodów prawniczych. Swym zakresem obejmuje ona wybory zarówno na szczeblu okręgów, jak i kraju. Pozwolę sobie zatem podzielić się kilkoma osobistymi refleksjami odnośnie do elekcji w samorządzie, którego mam zaszczyt być wiceprezesem.
Warto zauważyć, że teksty te zawierają niejednokrotnie nacechowane sensacją sugestie, że wybory będą rzekomo ostrą konfrontacją pokoleniową i w ich trakcie liczne zastępy świeżo upieczonych w ostatnich trzech latach radców prawnych dokonają swoistego szturmu na mandaty w organach samorządu.
Wybory bez sensacji
Jest w istocie wręcz przeciwnie – w zmieniającej się strukturze wiekowej społeczności radcowskiej upatruję szansy, której samorząd nie powinien stracić. Dopatruję się jednak i okoliczności, których wystąpienie może wykorzystanie tej szansy przybliżać, jak i takich, które mogą ją zniweczyć. Koncentruję się przy tym, co odnotowuję z żalem, na tych drugich. W samej społeczności samorządowej okolicznością taką byłoby niewątpliwie małe zainteresowanie uczestnictwem w wyborach. Niestety, miało to miejsce także w dotychczasowych kampaniach prowadzonych w moim samorządzie.
Obowiązująca w obecnych wyborach nowa ordynacja nakazuje radom okręgowych izb radców prawnych zwoływać i ogłaszać terminy zebrań rejonowych z ponaddwumiesięcznym wyprzedzeniem, a okres poprzedzający te zebrania przepisy ordynacji wypełniają bardzo transparentnymi instrumentami dotyczącymi zgłaszania i podawania do wiadomości całemu środowisku kandydatur do przyszłych władz.
Uregulowania takie mają na celu stworzenie wszystkim członkom samorządu, posiadającym czynne i bierne prawo wyborcze, możliwości aktywnego i świadomego wpisania się w proces wyborczy. W tym również w ocenę zgłoszonych kandydatów. Niska frekwencja, a właściwie wysoka absencja wyborcza, to samowyłączenie się z tego procesu, rezygnacja z osobistego wpływu na kształtowanie przyszłości swojego samorządu zawodowego. Wreszcie jest to rezygnacja z przyjęcia choćby cząstki odpowiedzialności za zawód i warunki jego wykonywania – przecież to właśnie tu niejednokrotnie decydują się kwestie o znaczeniu fundamentalnym dla wszystkich radców prawnych. Nie w tym przecież rzecz, by stara maksyma „nieobecni nie mają głosu" była wdrażana w praktyce w naszym samorządzie. Chodzi o to, by wszyscy mieli ten głos. By był on ważny i powszechny!