Z entuzjazmem przeczytałem w „Rzeczpospolitej" artykuł ministra Gowina „Kultura prawna do poprawki". Rozumiem, że jest to rodzaj ekspiacji po ataku ministra na wymiar sprawiedliwości w postaci likwidacji sądów rejonowych, wprowadzeniu do sądów dyrektorów administracyjnych podległych ministerstwu, określeniu w rozporządzeniu zasad okresowych ocen sędziów i przyznaniu sobie prawa do żądania akt sądowych. W sprawie tej daleko do śladu kultury, za to widać naruszenie konstytucji na niespotykaną dotychczas skalę. Czy konstytucja jeszcze obowiązuje, dowiemy się 21 marca, po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie.
Produkcja ćwierćprawników
Słodko brzmią słowa ministra o potrzebie ograniczenia „brutalnej ingerencji państwa w życie społeczne i gospodarcze", bo właśnie taką ingerencją jest ustawa deregulacyjna. Spowoduje ona likwidację tysięcy biur, firm i kancelarii, które tworzą dziś rzeczywistą podstawę funkcjonowania państwa, działając na własny koszt i płacąc podatki z nadzieją na nieingerencję. Nie wiem, ile tysięcy pracowników tych zderegulowanych struktur wyląduje na bruku, wiem natomiast, że absurdem jest obiecywanie, że tą drogą powstanie kilka milionów miejsc pracy.
Ład samorządowy oparty na konstytucyjnej ochronie wspólnot obywatelskich to nie „przywileje", a chaos deregulacyjny nie jest w stanie niczego stworzyć. Dla przykładu, kancelarii notarialnych bez deregulacji przybyło w ostatnich latach znacznie ponad potrzeby. Skandaliczny przepis o przymusowym zatrudnianiu w nich naiwnych aplikantów notarialnych, który za chwilę ma wejść w życie, przyśpieszy tylko zamykanie tych, które istnieją, bo jak długo można dopłacać do co najmniej kilkunastotysięcznych kosztów ich prowadzenia.
Ten element kultury prawnej, który opiera się na bezpieczeństwie obrotu i prawniczych zawodach zaufania publicznego, za chwilę zniknie, po dalszym uproszczeniu zasad zdobywania uprawnień (o czym dziś i tak decyduje minister sprawiedliwości, sprawując pieczę nad egzaminami).
Prawników może zresztą zabraknąć w ogóle, jako że rozwija się nowa forma nielegalnej produkcji ćwierćprawników na uproszczonych 2,5-letnich studiach zaocznych dla wszystkich. Prekursorem produkcji jest Uniwersytet Gdański, a sprytnym kontynuatorem Uniwersytet Wrocławski (okazja! Tylko 6,5 tys. czesnego za rok). Ciekawy jestem, czy Komisja Akredytacyjna uzna te studia za „jednolite studia magisterskie", jak stanowi ustawa. Krajowa Rada Sądownictwa uznała już, że nie dają one rękojmi elementarnej wiedzy prawniczej.