Jan Rokita ocenił wyrok w swojej sprawie jako wydany w wyniku „zmowy" oraz przez sąd, który „nie był niezawisły". To słowa, które przekraczają ramy krytyki, ponieważ dezawuują wyrok i sąd, który go wydał. Więcej, mogą narazić byłego polityka na kolejny pozew lub oskarżenie o zniesławienie.
Wiele można wytłumaczyć wewnętrznym przekonaniem o niesprawiedliwości wydanego we własnej sprawie orzeczenia, rozgoryczeniem. Ile razy słyszymy o tym, że wyrok jest niesłuszny, błędny, że nie można się z nim zgodzić. Wyrażenie natomiast oceny, że owa niesprawiedliwość jest konsekwencją zmowy czy też braku niezawisłości orzeczników, to już bezpardonowe uderzenie w sędziów i sądy, które może być potraktowane jako zniesławienie i naruszenie dóbr osobistych.
Wszak Jan Rokita publicznie, w programie telewizyjnym, wyraził sąd, że postępowanie sędziów, którzy „nie byli niezawiśli", doprowadziło do wydania rozstrzygnięcia, które było rezultatem „zmowy", co niechybnie – w szczególności z ust osoby znanej oraz w środkach masowego komunikowania – naraża sąd na utratę zaufania niezbędnego do wykonywania zawodu.
Po pierwsze: prawomocny wyrok
Sądy Okręgowy i Apelacyjny w Warszawie uznały, że Jan Rokita naruszył dobra osobiste powoda, a co za tym idzie, nakazały jego przeproszenie. Pełnomocnik Rokity skorzystał nawet z nadzwyczajnego środka zaskarżenia – skargi kasacyjnej – ale Sąd Najwyższy ją oddalił, uznając, że polityk ferował nieudowodnione opinie, a nadto że w tej sytuacji nie chroni go immunitet poselski.
Słowem, sądy trzech instancji – w tym Sąd Najwyższy – doszły do przekonania, że słowa Jana Rokity nie miały poparcia w dowodach, również tych zgromadzonych przez kierowaną przez niego ponad 20 lat temu komisję sejmową badającą zbrodnie historyczne. Rokita upatruje powodów takich rozstrzygnięć w zmowie oraz braku niezawisłości sędziów, sugerując zatem, że sądy nie były bezstronne, co jest ich najwyższym zadaniem, oraz działały pod wpływem jakichś nacisków, co jest z kolei dla sędziego najpoważniejszym zarzutem.