Ciążyński: Każdy musi ponieść odpowiedzialność za swoje słowa

Wypowiedzi Jana Rokity dezawuujące wyrok sądu w swojej sprawie mogą go narazić na kolejny pozew lub oskarżenie o zniesławienie – pisze radca prawny Bartłomiej Ciążyński.

Publikacja: 18.06.2013 09:36

Jan Rokita ocenił wyrok w swojej sprawie jako wydany w wyniku „zmowy" oraz przez sąd, który „nie był niezawisły". To słowa, które przekraczają ramy krytyki, ponieważ dezawuują wyrok i sąd, który go wydał. Więcej, mogą narazić byłego polityka na kolejny pozew lub oskarżenie o zniesławienie.

Wiele można wytłumaczyć wewnętrznym przekonaniem o niesprawiedliwości wydanego we własnej sprawie orzeczenia, rozgoryczeniem. Ile razy słyszymy o tym, że wyrok jest niesłuszny, błędny, że nie można się z nim zgodzić. Wyrażenie natomiast oceny, że owa niesprawiedliwość jest konsekwencją zmowy czy też braku niezawisłości orzeczników, to już bezpardonowe uderzenie w sędziów i sądy, które może być potraktowane jako zniesławienie i naruszenie dóbr osobistych.

Wszak Jan Rokita publicznie, w programie telewizyjnym, wyraził sąd, że postępowanie sędziów, którzy „nie byli niezawiśli", doprowadziło do wydania rozstrzygnięcia,  które było rezultatem „zmowy", co niechybnie – w szczególności z ust osoby znanej oraz w środkach masowego komunikowania – naraża sąd na utratę zaufania niezbędnego do wykonywania zawodu.

Po pierwsze: prawomocny wyrok

Sądy Okręgowy i Apelacyjny w Warszawie uznały, że Jan Rokita naruszył dobra osobiste powoda, a co za tym idzie, nakazały jego przeproszenie. Pełnomocnik Rokity skorzystał nawet z nadzwyczajnego środka zaskarżenia – skargi kasacyjnej – ale  Sąd Najwyższy ją oddalił, uznając, że polityk ferował nieudowodnione opinie, a nadto że w tej sytuacji nie chroni go immunitet poselski.

Słowem, sądy trzech instancji – w tym Sąd Najwyższy – doszły do przekonania, że słowa Jana Rokity nie miały  poparcia w dowodach, również tych zgromadzonych przez kierowaną przez niego ponad 20 lat temu komisję sejmową badającą zbrodnie historyczne. Rokita upatruje powodów takich rozstrzygnięć w zmowie oraz braku niezawisłości sędziów, sugerując zatem, że sądy nie były bezstronne, co jest ich najwyższym zadaniem, oraz działały pod wpływem jakichś nacisków, co jest z kolei dla sędziego najpoważniejszym zarzutem.

Wypowiedzi udzielone red. Durczokowi w wywiadzie dla TVN 24 w tzw. prime time uderzają w fundamenty, na których stoi wymiar sprawiedliwości, tj. niezależność sądów (rozumiana również jako odporność na wpływy) oraz niezawisłość sędziowską. Jan Rokita, dezawuując wyroki sądów w tak drastyczny sposób, wyrządza ogromną szkodę i tak niskiej kulturze prawnej w polskim społeczeństwie, ponieważ bezpodstawnie kreuje wizerunek sądów tkwiących w układach, a sędziów podatnych na pozaprawne wpływy.

Nazajutrz, po wywiadzie z Janem Rokitą, w jego obronie stanął m.in. były minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, który swoimi wypowiedziami również dążył do kwestionowania orzeczeń sądowych, mówiąc o „tzw. prawdzie sądowej i prawdzie historycznej", co – w mojej ocenie – znaczy, że sądy nie są od ustalania prawdy.  Spieszę zatem wyjaśnić, że sądy – również w postępowaniu cywilnym mimo jego pogłębiającego kontradyktoryjnego charakteru – zobligowane są do ustalenia rzeczywistego przebiegu zdarzenia, czyli prawdy historycznej. Jarosław Gowin stawia sprawę na zasadzie: „sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie". Tym bardziej nieakceptowalne jest to, że takie opinie wydają polityk (były) i prawnik, który uchodził za „państwowca" respektującego organy państwowe oraz były minister sprawiedliwości.

Po drugie: wykonanie wyroku

Jarosław Gowin stwierdził ponadto, że „to jest hańba dla polskiego państwa, że taki człowiek jak Jan Rokita znalazł się w takiej sytuacji". Każdy wyrok powinien być wykonany. Państwo natomiast ma obowiązek zapewnić wygrywającym procesy sądowe – w razie braku dobrowolnego spełnienia zobowiązań określonych przez sąd – zaspokojenie poprzez zastosowanie przymusu państwowego.

Egzekucja wyroków sądowych dotyczy nie tylko  spraw o roszczenia finansowe. Sąd może wszak nakazać świadczenie niefinansowe (np. przeprosiny), a przepisy dotyczące egzekucji (przymus państwowy) gwarantują osobie uprawnionej wykonanie i takiego orzeczenia. To jest właśnie sytuacja Jana Rokity, który został sądownie zobowiązany do przeproszenia w środkach masowego przekazu pozwanego (miał opublikować przeprosiny w radiu i prasie) i tego nie uczynił.

W sytuacji zatem, gdy dłużnik odmawia złożenia oświadczenia w formie ogłoszenia, wierzyciel ma prawo zwrócić się do sądu, by ten zlecił publikację na koszt dłużnika (sąd jest tym wnioskiem związany). Niewykonanie bowiem obowiązku usunięcia skutków naruszenia dóbr osobistych poprzez złożenie przez dłużnika oświadczenia odpowiedniej treści w formie ogłoszenia może być dochodzone przez wierzyciela w drodze egzekucji tzw. czynności zastępowalnych (uchwała Sądu Najwyższego z 28.06.2006 r., III CZP 23/06).

Jak to podkreślił Sąd Najwyższy w przytoczonej powyżej uchwale, jest to jedyny efektywny sposób na wykonanie takiego wyroku w drodze egzekucji, ponieważ „akt przeproszenia (ubolewania) odrywa się od emocji i uczuć dłużnika. (...) Oczekiwanie, że zmuszenie naruszyciela, pod rygorem egzekucji, do odpowiedniego zachowania wywoła w nim pozytywną reakcję afektywną, jest bezzasadne". Stąd wierzycielowi pozostawia się możliwość wykonania wyroku za dłużnika poprzez zamieszczenie ogłoszeń w mediach na jego koszt. Z tej możliwości skorzystał wierzyciel Jana Rokity, który nie doczekawszy się oświadczenia z przeprosinami, doprowadził do ich „zastępczej" publikacji i obecnie komornik sądowy dochodzi kosztów poniesionych z tytułu umieszczenia ogłoszenia w radiu i prasie.

Wracając zatem do przytoczonych powyżej słów ministra, trudno dociec, co „hańbi państwo polskie". Czy to, że sądy trzech instancji ustaliły stan faktyczny odmienny od zapatrywania Rokity i Gowina? Czy to, że w Polsce możliwe jest wyegzekwowanie wyroku sądowego w razie odmowy jego wykonania przez dłużnika? Czy to, że prawo – niezależnie od zasług i rozpoznawalności podsądnych – jest równe wobec wszystkich? W mojej ocenie w omawianej sprawie prawo i wymiar sprawiedliwości zafunkcjonowały prawidłowo, ponieważ pozwany polityk skorzystał ze wszelkich możliwości odwoławczych, powód zaś (a następnie wierzyciel) mógł – mimo oporu strony przeciwnej – doprowadzić do wykonania prawomocnego orzeczenia.

Obywatelskie nieposłuszeństwo?

Każdy ponosi odpowiedzialność za swoje czyny i słowa, w tym odpowiedzialność za naruszenie dóbr osobistych drugiej osoby. Jan Rokita twierdzi zaś, że jest pierwszą osobą, która poniosła „finansową odpowiedzialność za zbrodnie stanu wojennego", co jest oceną absurdalną wynikłą z rozgoryczenia i przekonania o swojej racji. Jak to wynika z powyżej przedstawionej procedury, oczywiste jest, że egzekucja komornicza skierowana do majątku Rokity jest konsekwencją niewykonania przez niego wyroku zobowiązującego go do przeproszenia byłego szefa policji. Nie jest karą czy odszkodowaniem za słowa. Jest skutkiem nieprzejednanej postawy polityka. Nie jest wyrazem obywatelskiego nieposłuszeństwa (prof. Gliński), ponieważ działanie sądu jako orzecznika i organu egzekucyjnego nie stwarza tutaj nawet potencjalnie zagrożenia dla dobra ogółu, lecz jest wynikiem niezadowolenia z wyroku wydanego we własnej sprawie.

Bezpardonowy atak

Analiza procedury, która doprowadziła do egzekwowania od Jana Rokity kosztów publikacji przeprosin w mediach, powinna również dać odpowiedź na stawiane przez red. Domagalskiego pytanie, „czy prawo nie staje się instrumentem zwalczania niewygodnych polityków, zwłaszcza jak są w opozycji czy niełasce władzy".

Otóż okazuje się, że instrumenty przewidziane w kodeksie postępowania cywilnego można zastosować niezależnie od statusu dłużnika. Różnica polega na tym, że Jan Rokita publicznie dezawuuje rozstrzygnięcie w jego sprawie, podczas gdy „zwykły" dłużnik albo spełnia nałożone na niego sądownie zobowiązanie, albo – gdy nie ma takiej możliwości – „milcząco" poddaje się egzekucji lub zwalcza ją środkami prawnymi (skargi na czynności komornika, powództwa przeciwegzekucyjne). Były poseł wybrał natomiast drogę bezpardonowego medialnego ataku na sąd.

Autor jest radcą prawnym, prowadzi kancelarię prawną we Wrocławiu

Jan Rokita ocenił wyrok w swojej sprawie jako wydany w wyniku „zmowy" oraz przez sąd, który „nie był niezawisły". To słowa, które przekraczają ramy krytyki, ponieważ dezawuują wyrok i sąd, który go wydał. Więcej, mogą narazić byłego polityka na kolejny pozew lub oskarżenie o zniesławienie.

Wiele można wytłumaczyć wewnętrznym przekonaniem o niesprawiedliwości wydanego we własnej sprawie orzeczenia, rozgoryczeniem. Ile razy słyszymy o tym, że wyrok jest niesłuszny, błędny, że nie można się z nim zgodzić. Wyrażenie natomiast oceny, że owa niesprawiedliwość jest konsekwencją zmowy czy też braku niezawisłości orzeczników, to już bezpardonowe uderzenie w sędziów i sądy, które może być potraktowane jako zniesławienie i naruszenie dóbr osobistych.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi