Skoro już o popiele i lesie mówimy... „Popioły" Stefana Żeromskiego zarówno w wersji elektronicznej, jak i papierowej zaczynają się od słów „Ogary poszły w las". Treść ta sama, ale w formie e-booka podlega stawce 23 proc., a w tradycyjnej 5 proc. Dlaczego?
To jeden z największych absurdów w unijnych podatkach. Europejska dyrektywa o VAT co do zasady zakłada, że takie same towary czy usługi powinny być jednakowo opodatkowane. I to bez względu na sposób wykonania, opakowanie, kolor, a w tym konkretnym przypadku – bez względu na nośnik. Ta sama dyrektywa przewiduje jednak, że książki elektroniczne traktowane są jako świadczenie usługi elektronicznej, a te podlegają podstawowej stawce VAT, w przypadku Polski 23 proc. Książki papierowe zazwyczaj są w krajach Unii Europejskiej traktowane preferencyjną stawką.
Francja i Luksemburg wyłamały się z tej reguły i obniżyły VAT na książki elektroniczne. Tylko że mają teraz kłopoty, bo Komisja Europejska zaskarżyła ich przepisy krajowe do unijnego Trybunału Sprawiedliwości.
Tę sprawę można analizować z kilku punktów widzenia. Można powiedzieć, że te dwa państwa wykazały swoiste obywatelskie nieposłuszeństwo. Mimo obowiązku narzuconego dyrektywą zastosowały stawkę obniżoną, identyczną z tą na książki. Uznały najwyraźniej, że leży to w interesie rozwoju nowoczesnego społeczeństwa. Niektórzy na pewno uważają, że trzeba te państwa za taką postawę cenić. Jest jednak jeszcze inny punkt widzenia. Konstrukcja dyrektywy sprawia, że sprzedaż e-booków na rzecz osób niebędących podatnikami VAT, a więc przede wszystkim ostatecznych konsumentów, jest opodatkowana podatkiem w państwie sprzedającego. Jeśli polski klient Jan Kowalski kupuje je od polskiego wydawcy – zapłaci 23 proc. VAT, bo tak nakazuje unijna dyrektywa i polska ustawa. Gdyby ten sam e-book nabył od podmiotu mającego siedzibę we Francji czy w Luksemburgu, zapłaciłby taniej, bo według stawki odpowiednio 5,5 albo 3 proc. Zresztą nabywca może się nawet nie zorientować, że kupuje z zagranicy. Z punktu widzenia klienta wszystko wygląda pięknie, ale mamy tu do czynienia z innym poważnym problemem, a mianowicie nieuczciwym działaniem tych dwóch państw wobec innych krajów Unii. To złamanie solidarności unijnej tworzy zachętę dla wydawców do przenoszenia sprzedaży właśnie do Francji albo Luksemburga. Więc w istocie za tą fasadą obywatelskiego nieposłuszeństwa stoją po prostu pieniądze. Dlatego Komisja Europejska rozpoczęła postępowanie w tej sprawie wobec Francji i Luksemburga, która może skończyć się dotkliwymi karami.
Samo prawo unijne też wygląda na nieuczciwe. Z jednej strony przewiduje rozmaite szykany za naruszenie równej konkurencji, a w przypadku książek różnicuje sytuację wydawców tradycyjnych i elektronicznych. Czy dyrektywa o VAT nie jest tu sprzeczna z traktatem europejskim?
Nie chciałbym dywagować na temat zgodności tego rozwiązania z traktatem. Ale istotnie, możliwe jest, że skoro dyrektywa dopuszcza rozbieżne opodatkowanie tego samego właściwie produktu, choć dostarczanego w różnych formach, to być może takie naruszenie rzeczywiście występuje. Musimy przy tym pamiętać, że formalnie rzecz ujmując, dyrektywa tworzy dla państw członkowskich jedynie możliwość zastosowania obniżonej stawki podatku dla wybranych towarów i usług. Możliwość ta jest stworzona w odniesieniu do książek – ale nie usług elektronicznych, które obejmują także e-booki. Oczywiście sam fakt różnego traktowania książek w różnej postaci jest niewłaściwy. Trudno znaleźć uzasadnienie dla różnicowania stawek VAT między nimi. Sądzę, że w świetle spadającego na tle innych państw europejskich czytelnictwa Polska powinna szczególnie zaangażować się w umożliwienie objęcia e-booków obniżoną stawką podatku.