Jest tak nawet jeśli, co sugeruje prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, pozwy byłyby wykorzystane jako swego rodzaju broń nękająca.
– Jesteśmy zdeterminowani, by doprowadzić sprawę do końca. Nawet jeśli to będzie kosztować miasto – zadeklarowała wczoraj szefowa warszawskiego ratusza, zapowiadając pozew o odszkodowanie.
Jej zdaniem, gdyby w poprzednich latach po zadymach 11 listopada dochodzić odszkodowania, koszty postępowania byłyby większe od strat. Można mieć wątpliwości, czy miasto powinno wytaczać procesy o odszkodowania, które mogą być nieopłacalne, ale nawet gdyby chodziło tym razem o większe straty, takie pozwy w ogóle mają nikłe szanse powodzenia.
Zaostrzony przed ponad rokiem art. 10 prawa o zgromadzeniach nakłada na przewodniczącego, czyli osobę, która kieruje przebiegiem zgromadzenia, odpowiedzialność za przeprowadzenie go w taki sposób, „aby zapobiec powstaniu szkód z winy uczestników". Ustawa wskazuje zatem osobę, która odpowiada za szkody wynikłe z winy uczestników. Uwzględniając z kolei zasady kodeksu cywilnego, ustalone mamy też zasady dochodzenia odszkodowania. Organizatorowi zgromadzenia trzeba jednak wykazać winę – choćby zaniedbanie obowiązków. Przy tym nie ma tu automatyzmu. Ponadto należy pamiętać, że w pochodzie mogą pojawić się osoby zupełnie z zewnątrz i trudno mówić, by za ich ekscesy odpowiadali organizatorzy manifestacji.
Wskazane podstawy odpowiedzialności organizatorów zgromadzeń są dość słabe, co potwierdza praktyka władz, które z roku na rok zapowiadają pozwy, ale na deklaracjach się kończy. Są też jednak także wątpliwości konstytucyjne.