Czy w Polsce mamy problem korupcji? Przez ostatnie lata, z wyjątkiem niewyjaśnionej do końca afery hazardowej i kilku mniejszych, na szczeblu lokalnym, nie wydarzało się nic nadzwyczajnego. Ani media śledcze, ani służby nie wykryły niczego, co wstrząsnęłoby opinią publiczną. Do listopada była cisza. Złowieszcza, jak się okazało.
Ujawniona przed kilkoma tygodniami przez CBA tzw. infoafera pokazała dobitnie, że problem korupcji w Polsce jednak istnieje i jest poważny. Wplątanie w nią wysokich urzędników państwowych, a także pole zasięgu – przetargi teleinformatyczne warte miliony – rodzą poważne wątpliwości, czy ktoś już na poziomie działań prewencyjnych korupcją się rzeczywiście zajmuje.
Od wielu lat mówi się w Polsce o tarczy czy osłonie antykorupcyjnej w dużych strategicznych inwestycjach i przetargach. Chronią je odpowiednie służby, a ich działalność jest tajna. Ostatnia afera moc mitycznej tarczy mocno nadwerężyła. Jak bowiem można było dopuścić do korupcji w wielomilionowych przetargach, których od samego początku nie powinny spuszczać z oka czujne służby?
W Polsce, dzięki środkom unijnym, są prowadzone lub zostały zrealizowane tysiące inwestycji wartych miliardy euro, zarówno na szczeblu krajowym, jak i lokalnych. Drogi, oczyszczalnie ścieków, place zabaw w gminach, sale gimnastyczne itp. Strach zapytać, czy były obserwowane, tak dla pewności, przez antykorupcyjne oko. Przypadek infoafery każe w to poważnie wątpić.
Również państwo wydaje się mało poruszone całą sytuacja. Nie ma pytań, interpelacji o stan naszego systemu antykorupcyjnego, zamilkli politycy, którzy lubują się w tzw. legislacyjnym populizmie, bijąc na alarm przy okazji każdego głośniejszego, medialnego wydarzenia.