Zacięty bój o przywrócenie do orzekania najmniejszych sądów rejonowych (w których wyroki wydawało dziewięciu sędziów) trwał kilkanaście miesięcy. Najpierw pojawił się obywatelski projekt napisany z inicjatywy posłów Polskiego Stronnictwa Ludowego, którzy stanęli w obronie małych jednostek, potem projekt prezydencki. Kiedy pierwszy, „obywatelski" pomysł upadł w Sejmie, ruszyły prace nad propozycjami prezydenta. Wszystko wskazuje na to, że te zakończą się powodzeniem. Po ostatnim posiedzeniu Senatu wyraźnie widać, że zwolenników przywrócenia małych sądów jest więcej niż przeciwników. Koalicjanci się dogadali. Reformę Jarosława Gowina ze stycznia 2013 r. czeka więc wsteczny bieg.
Obowiązkowo na mapę administracyjną wróci 41 zniesionych sądów. Na tym jednak może się nie skończyć. Prezydencki projekt, który niebawem czeka ostatnie głosowanie w Sejmie, przewiduje też dobrą wolę ministra sprawiedliwości do powołania sądu w mieście, które ma do załatwienia 5 tys. spraw. Tak więc wracających sądów może być więcej niż 41.
Koszt reorganizacji ze stycznia 2013 r. wyniósł 1,2 mln zł. W drugą stronę może być wprawdzie trochę taniej, bo i przywracanych sądów będzie mniej niż 79, ale odbiór społeczny kolejnej reorganizacji Temidy może się fatalnie odbić na jej społecznej ocenie.
– Co o tym całym zamieszaniu pomyślą ludzie, którzy przychodzą załatwić w sądach swoje życiowe sprawy? – pytają sędziowie. I trudno nie uznać ich troski, kiedy wyniki kolejnych badań zaufania do wymiaru sprawiedliwości są coraz gorsze.
Na przykręceniu nowych tabliczek i przeniesieniu spraw do starych sądów reorganizacja się nie skończy. Trzeba będzie jeszcze przenieść ok. 280 sędziów i tym razem będzie to musiał już zrobić sam minister sprawiedliwości. Powołać w nich prezesów czy wiceprezesów, zamówić nowe pieczęcie itd.