Problem polega na wcześniejszym bezprawnym zagarnięciu tego dnia z uzasadnieniem, że dzięki temu nastąpi rozwój gospodarczy o jakim „nam się nie śniło" i spadnie bezrobocie... Mamy tu również zawoalowane kłamstwo, na co wskazuje kard. Rainhard Marx pisząc w swoim „Kapitale, czyli mowie o obronie człowieka", że przeciwnicy wolnej od handlu niedzieli podnoszą zbyt duże „koszty" społeczne, jakie to uwolnienie spowodowałoby... A przecież „na początku" żadnych kosztów społecznych wolnej niedzieli nie było. Ona nikogo nic nie kosztowała...
Reprezentuję pogląd, że w tym dniu tygodnia sklepy i inne zbędne punkty usługowe powinny być zamknięte i jednocześnie uważam, że projekty zmian Kodeksu pracy, odrzucone przez Sejmu były niewystarczającymi. Rzecz nie w prawie pracy bowiem, a w prawie o (nadmiernej) swobodzie działalności gospodarczej. By wróciła „błękitna niedziela", czyli wolna od handlu stosowne zmiany powinny nastąpić w ustawie o swobodzie wykonywania działalności gospodarczej, a powinny one polegać na zakazie wykonywania działalności handlowej i przemysłowej w niedziele i dni świąteczne. Zakaz taki byłby zgodny z Konstytucją RP, która zezwala na ustawowe ograniczenia w zakresie wykonywania działalności gospodarczej.
Problem „handlu w niedziele" wynika bowiem nie tyle z zatrudniania pracowników tego dnia na podstawie umowy o pracę, ale zawieranie różnych umów o dzieło, w tym celu by „wykładali towar na półki" albo „nabijali makaron na kasę". Niekiedy też, ci którzy są zatrudnieni na umowę o pracę są zmuszani przez pracodawcę do przyjścia do pracy także i w niedzielę. Mamy tu zwykły szantaż, bo przecież odmowa spowoduje zwolnienie takiego nieposłusznego pracownika. W wyniku tego „dorozumianego szantażu" matki zmuszane są do wykonywania „dzieła sklepowego" nie tylko w niedziele, ale bywa, że i w drugi dzień Bożego Narodzenia albo w Poniedziałek Wielkanocny. Opowiadał mi znajomy, że „na Święta" odwiedził kuzynów dawno nie widzianych, bo mieszkających w innym mieście... Na wspólne spotkanie był czas tylko pierwszego dnia... drugi dzień świąt był już dla gospodarzy zwykłym dniem roboczym. Na tym polega główny problem handlu, nie tylko niedzielnego, ale przecież, co każdy widzi, także i świątecznego. Autorzy projektów tego nie dostrzegali...
Czytam, że niedziela sklepom dostarcza zaledwie 10% dochodu, czyli mniej niż inne dni... co oznacza, że uskutecznianie handlu tego dnia jest mniej opłacalne... Dziwi mnie, że jest on prowadzony tego dnia. Klientelę stanowią najczęściej lumpy z marginesu, którzy racjonalnie nie potrafią ułożyć sobie tygodniowego rozkładu zajęć...
Opinia rządu Donalda Tuska jakoby "Dalsze ingerowanie w system handlu mogłoby oznaczać ograniczenie liczby miejsc pracy dla pracowników zatrudnionych w placówkach handlowych i przedsiębiorstwach współpracujących (hurtowniach, firmach transportowych i dostawczych) oraz punktach usługowych funkcjonujących w centrach handlowych (pralniach, kawiarniach)" – śmieszy mnie... W niedzielę wpadniemy do pralni... a czekając jak nam się wypierze odwiedzimy kawiarnię... Inny model spędzania niedzieli poproszę...