I jak pan zniósł pierwszy rok?
Świetnie. Miałem z jednej strony swoją historię – doktryn polityczno-prawnych, z drugiej matematykę na logice. Potem już do końca z pasją oddawałem się studiowaniu prawa. Ku mojemu zdziwieniu, sprawiało mi to ogromną przyjemność.
Przez całe studia tylko się pan uczył?
Studiowałem w ciekawych czasach. To był specyficzna atmosfera początku lat osiemdziesiątych. Maturę zdawałem właśnie w stanie wojennym, studniówkę mieliśmy o dwunastej – w środku dnia. Działałem w samorządzie studenckim. Podczas studiów zdarzało się, że uciekaliśmy przed MO. Był też czas na odreagowanie. Podczas studiów grałem np. w teatrze. To była sztuka „Romulus Wielki" Friedricha Dürrenmatta. Grałem kamerdynera – co jakiś czas pytałem cesarza, czy życzy sobie jajka na miękko czy na twardo. Nie ukrywam, że scena mi się podoba. W liceum grałem z kolei w kabaretach.
Prawo administracyjne, czyli pana specjalizacja, wydaje się bardzo odległe od takich zainteresowań...
Wychowałem się na budowach, żyłem w cieniu wielkich instalacji, które tworzył mój ojciec. Choć nie zostałem inżynierem, to coś we mnie z tego zostało. ?Samo studiowanie prawa administracyjnego wydaje się może mało ciekawe, ale jego stosowanie jest pasjonujące. Ja przynajmniej świetnie się czuję, gdy coś buduję. Próbuję też wyjaśnić to moim studentom.