Biegły nie jest doskonałością

Nie oszukujmy się: żaden sędzia nie pozna zagadnień medycyny sądowej, psychiatrii na takim poziomie jak ekspert, z którego opinii korzysta.

Publikacja: 02.04.2014 03:00

Biegły nie jest doskonałością

Foto: ROL

Rz: Rząd przyjął właśnie założenia do nowej ustawy o biegłych sądowych. Zamierza baczniej przyglądać się opiniom ekspertów ?i tych nierzetelnych weryfikować. Widać, że sędziowskie narzekania na jakość ekspertyz po latach przynoszą skutek. Czy opinia, że zła ekspertyza może rozłożyć proces, nie jest przesadzona? Czym jest dla sędziego?

Marek Celej, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie:

Nie ma w tym żadnej przesady. To bardzo ważna sprawa dla finału procesu. Opinia eksperta pomaga w ustaleniu istotnych dla procesu spraw: przebiegu zdarzenia; stanu faktycznego, okoliczności, i to nie tylko w celu określenia przyszłej winy, ale i odpowiedzialności za prawidłową kwalifikację czynu, zwłaszcza jeśli chodzi o zdarzenia kryminalne.

Czyli możemy śmiało powiedzieć, że w wielu sprawach sąd bez rzetelnej opinii sobie nie poradzi?

Taka jest prawda. Choć sąd jest najwyższym biegłym, nie oznacza to, że we wszystkich specjalnościach jest najlepszym ekspertem. Są sprawy, w których nie ma wiedzy, i to nie jest żaden wstyd dla sędziego. Polski proces jest tak skonstruowany, że w sprawach, które wymagają specjalistycznej wiedzy, sąd może liczyć na pomoc specjalistów. Najważniejsze, by ją otrzymał szybko i żeby była merytoryczna.

To sąd decyduje o tym, do którego biegłego zwraca się o opinię. Sędziowie mają swoich ulubionych ekspertów? Wpadki tych nierzetelnych i opieszałych szybko roznoszą się po sądzie?

Oczywiście. Przecież tak jak w każdym innym zawodzie rozmawiamy ze sobą, wymieniamy doświadczenia, uwagi. Kiedy słyszę, że kolega czy koleżanka wracają z sali i chwalą eksperta, to kiedy mam podobną sprawę, stawiam właśnie na niego. Biegli są związani listami z sądami okręgowymi. Taka lista dotyczy ekspertów wielu specjalności i specjalizacji. Mamy wielu takich, o których rzetelności i profesjonalizmie krążą legendy. Proszę, przykład pierwszy z brzegu. Jeśli trafi mi się proces, w którym niezbędna okaże się ekspertyza grafologiczna, to pierwsze kroki skieruję do profesora Tadeusza Tomaszewskiego, prorektora Uniwersytetu Warszawskiego. Dlaczego? Bo mam gwarancję konkretnej, dobrej opinii. A dobra opinia to ta, w której sąd dostaje odpowiedź na pytanie, jakie postawił.

Pamięta pan proces, w którym zła opinia uniemożliwiła wydanie wyroku?

Może nie tyle zła, ile nieprecyzyjna, nieodnosząca się do wszystkich zagadnień. Która nie przesądza wątpliwości jednoznacznie. W takiej sytuacji sąd albo prosi o uzupełnienie ekspertyzy, a kiedy wie, że na nic to się zda, powołuje kolejnych biegłych. Często zresztą wnoszą o to strony zainteresowane uzyskaniem konkretnej odpowiedzi. Sam prowadziłem kilka takich spraw.

Około 30 zł za godzinę pracy na pewno nie zachęci najlepszych do współdziałania z sądem

Zawsze jest tak, że ci nowi biegli okazują się lepsi?

Najlepsi są bardzo zajęci i trzeba na nich długo czekać. Nie zawsze sąd może sobie na to pozwolić. Korzysta więc z tych, którzy są dobrzy i mogą działać szybko. Powołanie kolejnych ekspertów nie zawsze jednak rozwiązuje problem. Zdarza się, i to nierzadko, że nowi biegli wydają opinię sprzeczną z pierwszą. Tak więc sąd ma dwie opinie, które wzajemnie się wykluczają. Sam miałem do czynienia z różną interpretacją wyników badań. W takiej sytuacji sąd dąży do konfrontacji obu opinii, licząc na to, że biegli wydający jedną z opinii przyłączą się do drugiej. A jeśli nie dojdą do porozumienia, sąd zmuszony jest powołać nowych biegłych, wtedy już z instytutów naukowych.

Z jakich dziedzin ekspertów powołuje pan najczęściej?

To biegli psychiatrzy, psycholodzy, lekarze sądowi. W sprawach o uszkodzenie ciała czy zabójstwo, a takich w sądach okręgowych jest sporo, bez opinii biegłych się nie obejdzie. I nie chodzi tu tylko o ustalenie stopnia uszkodzenia ciała czy przyczyn zabójstwa. Ustalając, że sprawca nadużywał alkoholu i narkotyków, należy powołać biegłych, którzy mają stwierdzić, czy w chwili popełnienia przestępstwa sprawca miał np. atypowe upojenie alkoholowe czy też zniesioną bądź ograniczoną poczytalność. Tego rodzaju opinie rzutują na kwestię odpowiedzialności karnej. Wszystko po to, by sąd, a także obrońcy byli w stanie prawidłowo ocenić zachowanie oskarżonego czy oskarżonych. Lekarze sądowi są niezastąpieni w sprawach o zabójstwa. Przecież ważne jest nie tylko, jakie rany powstały, ale i z jakim natężeniem były zadawane. To z kolei pozwala ustalić prawidłowy przebieg zdarzenia. I dopiero na koniec sąd może przyjąć, że doszło do wypadku, albo go wykluczyć.

Zdarzają się jeszcze procesy, w których sąd nie powołuje biegłych?

Bywają, ale jest ich bardzo mało. W wielu po prostu nie sposób nie skorzystać z pomocy ekspertów. Bardzo ważne są badania daktyloskopijne, kryminalistyczne, antropologiczne, osmologiczne, krwi czy DNA. Tam, gdzie mamy do czynienia z procesem poszlakowym, a jest ich coraz więcej, każdy dowód jest istotny.

Z kolei tam, gdzie wszystko jest jasne, np. w procesach o zwykłą kradzież, włamanie, nie ma sensu potwierdzać okoliczności, które i tak są jasne i uprawdopodobnione przez świadków.

Ładne kilka lat temu jeden z warszawskich sądów rejonowych tak intensywnie dopytywał biegłą od spraw finansów o analizy finansowe, że kobieta szlochała na sali rozpraw. Takie dociskanie przynosi skutek?

Tak. Opinia sporządzona na piśmie to tylko część usługi świadczonej na potrzeby wymiaru sprawiedliwości. Każdy biegły musi potem stawić się przed sądem i odpowiedzieć na pytania stron i sądu. Jeśli opinia jest sporządzona rzetelnie, nie ma z tym większego problemu, jeśli nie, pytań jest dużo i stają się coraz bardziej dociekliwe. Zdarza się, że puszczają nerwy...

Kiedy sąd dostaje opinię pełną cyferek i matematycznych wzorów, nie powinien udawać biegłego rewidenta

A może to wina sędziów, którzy nie zapoznają się z opinią, a strony, szukając w niej szansy na korzystne dla siebie rozstrzygnięcie, przykładają do niej ogromną wagę i uczą się jej niemalże na pamięć?

To fakt. Sędzia na pewno powinien znać podstawowe terminy i definicje, inaczej niewiele z opinii zrozumie. A nie zawsze tak bywa. Nie oszukujmy się jednak: żaden sędzia nie jest w stanie poznać zagadnień medycyny sądowej, psychiatrii czy grafologii na takim poziomie jak ekspert, z którego pomocy korzysta. Bardzo trudno pojąć i zrozumieć opinię w sprawach ekonomiczno-finansowych. Sąd dostaje ekspertyzę pełną cyferek, liczb, często wzorów matematycznych, z których dla laika w tych sprawach niewiele wynika.

I co z nią robi? Sam analizuje? Szuka pomocy?

Na pewno sąd nie powinien udawać biegłego rewidenta czy analityka. Powinien rzetelnie zapoznać się z opinią, a jeśli czegoś nie rozumie, pytać eksperta. Jeśli chodzi o podejście sędziów do biegłych, to sądzę, że mamy na sumieniu większy błąd. Nie sprawdzamy kompetencji biegłych przed powierzeniem im przygotowania ekspertyzy. Nie zawsze pytamy o doświadczenie, osiągnięcia, publikacje. Oczywiście nie ma to znaczenia w stosunku do biegłych już sprawdzonych. Ale przecież pojawiają się też nowi ludzie. W jakiś sposób trzeba zweryfikować ich poziom wiedzy. Ja na przykład zawsze w takiej sytuacji pytam, czy z takim przypadkiem jak w mojej sprawie spotyka się po raz pierwszy. I od odpowiedzi na to pytanie często zależy, czy decyduję się na usługi konkretnego eksperta czy też nie.

Szykuje się ogromna reforma biegłych sądowych. Czy informowanie o złych jakościowo opiniach, jak chce Ministerstwo Sprawiedliwości, może pomóc pozbyć się złych biegłych?

Nie chodzi tylko o złe jakościowo opinie. Projekt mówi o rażących naruszeniach, a to oznacza też przewlekłość, niestawianie się na wezwanie sądu czy brak odpowiedzi na pytania przez niego zadane. Moim zdaniem pomysł jest dobry i może okazać się skuteczny. Ekspert, który przez pięć lat, bo tyle trwa kadencja, się nie sprawdzi, nie będzie mógł liczyć na wpis na kolejną. To bardzo ważne, bo o to przecież chodzi, by byli na nich najlepsi i tacy, na których można liczyć. Choć z tym docenianiem i przecenianiem opinii biegłych różnie bywa. Pamiętam sprawę przed sądem apelacyjnym, proces o nieumyślne zabójstwo. Już na etapie postępowania przygotowawczego biegły stwierdził, że sprawca był uzależniony od alkoholu. To wpłynęło na stan jego świadomości. Sąd, mając to na uwadze, wymierzył niższą karę. Prokurator nie oponował, ale potem apelował. W apelacji napisał: biegły nie jest kwintesencją doskonałości. Nie może być mowy o bezkrytycznym akceptowaniu tez przez niego stawianych. I czasem trudno się z nim nie zgodzić.

Dużo mówimy o marnych jakościowo opiniach. To naprawdę największy problem?

Równie dużym jest terminowość ich przygotowywania. Myślę, że sprawa powinna być jasna od początku. Biegły, który przyjmuje zlecenie od sądu, ma gwarantować, że sporządzi opinię w miarę szybko. Jeśli wie, że nie jest w stanie tego zrobić, po prostu nie powinien jej przyjmować. Myślę, że bardzo mogłaby pomóc lepsza organizacja pracy w sprawach usług biegłych.

Kto miałby za nią odpowiadać i ją zorganizować? Prezes, sami sędziowie, sekretariaty?

Wystarczyłaby w sądzie jedna, dwie osoby, które na bieżąco czuwałaby nad obłożeniem ekspertów. To nie jest technicznie trudne do przygotowania. Jak sobie to wyobrażam? Zwykła tabelka, a w niej wszyscy eksperci z adnotacją, czy specjalista jest aktualnie zajęty czy też nie. W ten sposób sąd dostaje czytelną informację, ile będzie czekał na opinię, i może uniknąć dłuższej przerwy w procesie.

Sami biegli twierdzą, że największym problemem dla nich są dziś niskie wynagrodzenia. Trudno odmówić logiki tłumaczeniom, że za niewielkie pieniądze eksperci najwyższej klasy nie będą chcieli poświęcić czasu na przygotowywanie opinii dla sądu.

I nikt im racji w tej sprawie nie odmawia. Stawki nie dość, że są rzeczywiście niskie, to jeszcze ustalone po równo dla wszystkich. Około 30 zł za godzinę pracy na pewno nie zachęci najlepszych do współpracy z sądem, często przecież trudnej. Dla najwybitniejszych, między innymi profesorów, sąd może wprawdzie zastosować stawkę nieco wyższą – do 65 zł za godzinę pracy, ale to i tak niewiele. Jeśli zderzymy ofertę wymiaru sprawiedliwości nawet za tych 65 zł za godzinę z prywatną praktyką lekarską, w której za wizytę trwającą góra pół godziny lekarz specjalista bierze średnio 150 zł, to śmiało można stwierdzić, że nie jest ona atrakcyjna. Dzisiejszy system jest więc niezgodny z zasadami rynkowymi i potem widać to na salach rozpraw.

Uważa pan, że sąd powinien mieć wolną rękę w wycenianiu opinii ekspertów? Budżet wymiaru sprawiedliwości na ten cel byłby wtedy nieprzewidywalny.

Sąd powinien mieć szansę docenić eksperta, biorąc pod uwagę choćby fakt, ilu specjalistów danej dziedziny jest wpisanych na listę sądu. To przecież świadczy o tym, jaką sąd ma możliwość manewru i czy może wybrać mniej znanego, a co za tym idzie, może i tańszego.

Pojedynczy specjaliści to tylko jedna grupa biegłych. Na listach są też instytuty...

Przydałoby się ich więcej. Na opinię z Instytutu Sehna trzeba czekać nawet kilka miesięcy. Nie na darmo jednak. To właśnie tam analizowano skrzynki tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku. Sam korzystałem z pomocy tego instytutu w sprawie nagrań z rozmowy Beaty Sawickiej z Tomaszem Kaczmarkiem. Należało się pozbyć licznych szumów z nagrań, by móc uzyskać lepszą ich jakość. Na wykonanie tej czynności sąd czekał kilka miesięcy, a przecież jakość nagranych rozmów jest niezwykle ważnym elementem dowodowym, przesądzającym nierzadko w kwestii winy bądź niewinności.

Ile najwięcej do tej pory ?zapłacił pan za opinię ?ekspertów?

To była opinia ekonomiczna i pamiętam, że wyceniłem ją na 18 tys. zł. Taki był rzeczywisty nakład pracy biegłych finansistów. Wiem też, że były sprawy, w których sąd musiał zastosować promocyjną stawkę. Na przykład w procesie FOZZ biegli ekonomiści, do których się zwróciłem, odmówili przygotowania opinii za urzędową stawkę. Sąd zdecydował się więc przyjąć taką, jaką proponowali biegli rewidenci. Kiedy instytuty państwowe odmawiają przyjęcia zlecenia, sąd ma związane ręce i musi korzystać z biegłych prywatnych. Gdyby tych pierwszych było więcej, nie byłoby problemu.

Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Iwona Gębusia: Polsat i TVN – dostawcy usług medialnych czy strategicznych?
Opinie Prawne
Mirosław Wróblewski: Ochrona prywatności i danych osobowych jako prawo człowieka
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Święczkowski nie zmieni TK, ale będzie bardziej subtelny niż Przyłębska
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Biznes umie liczyć, niech liczy na siebie