Interpretacje podatkowe miały – w założeniach – wyjaśniać zawiłości przepisów podatkowych. I wyjaśniają tyle, że zwykle w taki sposób, który jest odpowiedni dla fiskusa, z zyskiem dla państwa i administracji. Podatnik może próbować uzyskać korzystny dla siebie scenariusz ale musi iść do sądu na konfrontację z organami podatkowymi. Ilu podatników będzie tak odważnych i ile spraw jest wartych długotrwałej batalii sądowej?
Fiskus wydając interpretacje nie bierze pod uwagę zdrowego rozsądku i faktów. Ktoś potrzebuje przykładu. Bardzo proszę: decyzja uzależniająca podatek od sprzedaży działki rolnej od tego, co z nabytą własnością zrobi kolejny właściciel to jak wymaganie od podatnika nadprzyrodzonych mocy. Co zbywcy do tego, jak swoją własnością rozporządza nabywca i jak zdobyć pewność, że postąpi tak a nie inaczej? A nie mając pewności co uczyni zbywca nie może rozliczyć podatku w wymiarze łagodniejszym dla jego portfela.
Cała rzecz wygląda na paragraf 22. Nikt normalny nie chciał latać bombowcem. Tylko wariat. Wariata można byłoby zwolnić ze służby jeśliby o to poprosił. Jednak gdyby poprosił, oznaczałoby to, że jest normalny i zwolniony być nie może. Tak samo jest z fiskusem: podatnik występuje do niego z prośbą o korzystną dla siebie interpretację, bo wtedy ma pewność, że jeśli zapłaci mniej, fiskus tego nie zakwestionuje. Jednak fiskus będąc stroną wyda opinię korzystną dla siebie, czyli podatnik zapłaci większy podatek. Mógłby zapłacić mniej, gdyby nie występował o interpretację, ale wtedy jego zeznanie podatkowe zostanie zakwestionowane i zapłaci więcej. Albo sporo więcej.
Jednym słowem: fiskus i tak wyjdzie na plus. Z interpretacją czy bez.