Mamy coraz mniej kradzieży, gwałtów i rozbojów. Do sądów wpływa coraz mniej aktów oskarżenia. Nie oznacza to jednak, że sytuacja w sądach się poprawi. Proces też nie przyspieszy.

Ministerstwo Sprawiedliwości, bazując na optymistycznych statystykach policji, ogłosiło, że przestępczość stale spada. W zestawieniu z innymi państwami europejskimi też nie jesteśmy na szarym końcu.  Mamy mniej kradzieży, gwałtów i rozbojów. Wydawać by się mogło, że to wreszcie dobre informacje dla naszych organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Lepiej pracują, to i efekty widać – można powiedzieć. Niestety, jest w tym tylko źdźbło prawdy: statystyki są lepsze głównie za sprawą demografii. Mamy mniej młodych ludzi, którzy popadają w konflikt z prawem. Za kilka lat będzie ich jeszcze mniej, więc szansa na lepsze statystyki – jeszcze większa.

Pozytywne dane mają przełożenie na pracę sądów i prokuratur. Do tej drugiej wpływa mniej spraw, więc i mniej trafia do sądów. Sędziowie karniści mogliby więc za jakiś czas być mniej potrzebni albo potrzebni w mniejszej liczbie. Nic z tego. Przypuszczenia rozwiewa Ministerstwo Sprawiedliwości. Globalnie liczba spraw wpływających do sądów stale rośnie. Przekroczyliśmy już 15 mln.  W najgorszym więc wypadku sędziowie z pionów karnych wspomogą kolegów z pionów cywilnych. Taki zabieg tylko nieznacznie wpłynie na szybkość i sprawność orzekania. W dodatku w miejsce  kradzieży i gwałtów pojawia się nowe, prawie masowe przestępstwo – prowadzenie auta w stanie nietrzeźwości. Te sprawy też musi załatwić sąd.

Co więc robić, by poprawić nie tylko wyniki walki z przestępczością, ale i  sprawność orzekania? Minister sprawiedliwości uparcie powtarza, że sposobów jest kilka, ale najważniejszy to racjonalne i równomierne rozłożenie kadr. A to oznacza, że sędziowie mają orzekać tam, gdzie są potrzebni, a nie tam, gdzie mieszkają lub mają blisko do pracy. A to oznacza delegacje. Nie wszyscy za nimi przepadają.