W bogatej twórczości literackiej Churchilla są także niezwykle ciekawe eseje poświęcone różnym tematom, niekoniecznie politycznym, czy tez militarnym. Jednym z ciekawszych jest zatytułowany "Za pięćdziesiąt lat", w którym Churchill z niepokojem spoglądał w przyszłość. Pośród wielu osiągnięć nauki z niepokojem patrzył na to, które dotyczyło płodzenia istot ludzkich i kształtowania ludzkiej natury. Wydaje się niemal pewne – pisał Churchill – że całego cyklu, który prowadzi do narodzin dziecka będzie można dokonać w sztucznym środowisku.
To sztuczne wytwarzanie człowieka nie zakończyłoby się na ukształtowaniu jego biologicznego bytu aż do niemowlęcia, ale trwać miałoby także po "urodzeniu się" tego nowego bytu ludzkiego i zmierzać by miało ukształtowania umysłu poprzez ingerencję zewnętrzną w szare komórki. Celem tej ingerencji byłoby stworzenie typu np. szczególnie predestynowanego do pracy umysłowej albo fizycznej. Np. produkowano by stworzenia ludzkie wspaniale rozwinięte fizycznie, a jednocześnie zahamowane pod względem umysłowym. Proces taki jest w zasięgu ludzkich możliwości. Można by wytworzyć istoty zdolne do obsługiwania maszyn, a nie posiadające innych ambicji. Czy to możliwe? Churchill uważał, że nasze umysłu są tu barierą, bo wzdrygają się przed takimi procederami, a prawa chrześcijańskiej cywilizacji nie pozwolą na nie. Obawy, że procedery te mogą zostać przeprowadzane wiązał Churchill z systemem komunistycznym. Zadawał pytanie, czy produkcja tego rodzaju wykoślawionych stworzeń nie będzie odpowiadała komunistycznej Rosji. Czy związek republik sowieckich uzbrojony w moc nauki nie uzna za harmonizujące z jego celami wyprodukowanie rasy przystosowanej do wykonywania zadań mechanicznych, nie posiadającej innej idei jak tylko posłuszeństwo komunistycznej władzy? – pytał. Natura ludzka oporna jest wobec komunizmu, natomiast te ludzkie roboty tak by skonstruowano, że do idei komunizmu pasowałyby. Jego zdaniem, rzekomo w filozofii komunistycznej nie istniało nic, co przeszkadzałoby ich stworzeniu.
Pomylił się. System komunistyczny był na tyle niewydolny, że nie stać go było na tego typy eksperymenty prokreacyjne i na procedury mające na celu stworzenie nowego człowieka. Ironio losu, to właśnie Wyspy Brytyjskie opanowane przez liberalne spojrzenie na te zagadnienia stały się kolebką tego typu procedur.
Najnowsze informacje z Albionu potwierdzają pomyłkę Winstona Churchilla: to nie komunizm, ale skrajny liberalizm zajmie się „produkcją" nowego człowieka. Liberalizm, odrzucający etykę i stwierdzający, że religia jako sprawa prywatna, w skali państwa go nie interesuje. Izba Gmin uchwaliła ustawę o „dzieciach trojga rodziców", tj. zezwalającą na wprowadzenie możliwości stosowania kontrowersyjnych technik sztucznego zapłodnienia przy wykorzystaniu DNA trzech osób – dwóch kobiet i mężczyzny. W razie stwierdzenia wadliwego mitochondrialnego DNA w żeńskiej komórce jajowej można byłoby je wymienić na niewadliwe, pochodzące z komórki jajowej innej, zdrowej kobiet. Konkretnie polega to na pobraniu jądra komórkowego z komórki jajowej genetycznej matki i wszczepieniu jej do komórki jajowej pochodzącej od zdrowej dawczyni, z której usuwa się jądro komórkowe. Biologiczna matka dawałaby swojemu dziecku wszystko poza jądrem komórkowym. Procedura ta ma służyć eliminacji nieuleczalnych, dziedzicznych chorób i stwarza pozory słusznego działania medycyny. Pozostaje pytanie, czy ona na tym poprzestanie i gdzie jest kres jej ingerencji w prokreację...
W Polsce natomiast wybuchła „afera prokreacyjna", jako że matka urodziła dziecko, któremu nie podarowała ani promila swojego materiału genetycznego.