Wymuszają to studenci – to oni de facto układają nowe programy studiów i otwierają nowe kierunki. Skoro młodzi przesądzili o wynikach wyborów prezydenckich, to i z dziekanami sobie poradzą. Nie żeby ich zaraz wymieniać, ale na pewno zmieniać!
Polscy studenci prawa wiedzą, czego chcą, są bardzo operatywni i mobilni. Nikt im już nie wmówi, że czegoś się nie da, skoro widzą, że na świecie się da... A patrzą (i jeżdżą) coraz dalej – możliwości zagranicznych stypendiów są w zasadzie nieograniczone. Bo kto kiedyś studiował w Chile, Izraelu czy... Chinach?! Teraz, nie tylko w ramach Erasmusa, to żaden problem. A Stary Kontynent kurczy się coraz bardziej.
Młodzi, jak w wielu zawodach, stawiają na specjalizacje. Dla fanów kryminologii, prawa w biznesie czy nowych mediów wydziały prawa tworzą więc specjalnie sprofilowane studia. Nie dość, że można zgłębiać tak wąski kierunek jak prawo pomocy humanitarnej, to jeszcze jego program ma kilka wariantów. Można się bowiem specjalizować w pomocy humanitarnej dedykowanej konkretnemu rejonowi świata – np. Azji Południowo-Wschodniej!
Aktywni ci młodzi teraz niebywale, więc na stypendiach świat im się przecież nie kończy. Biorą udział w stażach, konkursach, konferencjach, symulowanych rozprawach, poradniach prawnych. Długo by wymieniać. Nie wiem, ile w tym pragmatyzmu, a ile chęci rozwoju czy ciekawości świata. Ale wiem, że uczelnie muszą im takie możliwości stwarzać, bo świat coraz więcej od nich wymaga. A już pracodawcy – na pewno. Wydziały prawa, które nie nadążają za tymi oczekiwaniami i zmianami, wypadają ze studenckiego rankingu. Z naszego zresztą też, bo przecież w ubiegłym roku prawo na kilku uczelniach niepublicznych zostało zlikwidowane. Zaraz jednak do wyścigu stają nowi – od tego roku prawników zamierza kształcić też Uniwersytet Zielonogórski.
Jedno jest pewne – to wydziały prawa są w końcu dla studentów, a nie odwrotnie. W dodatku z dobrą ofertą, szytą na miarę. To jest nowy wspaniały świat. Bez ironii, bez utopii. Warto mądrze z niego korzystać.