Trudno okazać wdzięczność uciążliwym urzędnikom, że obrali kurs na to, by być nieco mniej uciążliwymi.
Rząd zaakceptował we wtorek projekt, który przewiduje, że kontrole u przedsiębiorców będą przeprowadzane tam, gdzie istnieje prawdopodobieństwo naruszeń prawa. Jednym słowem, ma być ich mniej, i to tylko w uzasadnionych przypadkach.
Jak to się ma do planów Ministerstwa Finansów, które nie tak dawno temu życzyło sobie, by kontroli było więcej i by były skuteczniejsze? Pomysł resortu nie był nowy. Franc Fiszer twierdził kiedyś, że nie będzie porządku w Polsce, jeśli się nie rozstrzela 750 tys. szubrawców. Zapytany, co będzie, jeśli się tylu nie znajdzie, odparł, że nic nie szkodzi, w razie czego dobierze się uczciwych. Słowa te przemienia w czyn resort finansów, który jakiś czas temu odkrył, że wrażliwym sektorem jest branża drobnej elektroniki. Po tej rewelacji zaległa cisza. Nikt nie chwali się na razie żadnymi spektakularnymi sukcesami.
To chore, że do tej pory nie dopuszczano myśli, że normą jest, gdy urzędy nie przeszkadzają obywatelom. Teraz urzędnicy mają prowadzić szczegółowe analizy rynku w poszukiwaniu sektorów, w których prawdopodobieństwo wykroczeń jest największe. To pomysł genialny w swej prostocie. W końcu do kogoś dotarło, że warto szukać tam, gdzie można znaleźć. Urzędnicy oświadczają, że poszli po rozum do głowy. Szczere gratulacje, doradzam dalej iść tym tropem. Po nabraniu wprawy efekty mogą być spektakularne. Czego sobie i czytelnikom życzę.