Kara więzienia jak szczęśliwy traf

Ze względu na różnice kulturowe nie można mechanicznie sięgać po rozwiązania i wysokość kar stosowane w innych krajach. W Polsce permanentne jest przepełnienie zakładów karnych. Czy minister o tym nie wie? – pyta adwokat.

Publikacja: 26.03.2016 13:00

Kara więzienia jak szczęśliwy traf

Foto: 123RF

W ubiegłotygodniowym felietonie pt. "Ja mogę być nieuważny" odniosłem się do kilku wątków z wypowiedzi ministra sprawiedliwości dotyczącej uelastyczniania katalogu kar pozbawienia wolności. Moim zdaniem obecny rząd proponuje zmiany nieprzemyślane, bez rozważenia, jakie będą ich skutki dla skazanych i dla państwa. Przeczytałem opinię, że większość przegłosowanych przez obecny rząd ustaw zawiera poważne błędy i niektóre ustawy mogą być niekonstytucyjne. O ich konstytucyjności lub nie nie będę się wypowiadać, bo nie jestem ekspertem, których notabene w nowym rządzie zrobiło się dużo, a nikt przed wyborami o nich nie słyszał. Mogę natomiast od razu stwierdzić, że nerwowy pośpiech w przepychaniu ustaw – wcale nie tak pilnych, powoduje, że większość z nich, na moje oko, jest wątpliwej jakości. Czy minister otrzymał plan, który musi na cito wykonać? Czy 10 tys. sędziów i rzesze prawników nie powinny mieć możliwości wypowiedzenia się o proponowanych zmianach? Przedstawić stanowisko i dać opinię w pięć–dziesięć dni? To można uważać za żart! Bałagan, jaki tak tworzone ustawy spowodują, będą naprawiać pokolenia prawników!

Nie tędy droga

Najniższa kara pozbawienia wolności – według ministra sprawiedliwości – wynosiłaby „tylko" tydzień i miałaby odstraszać początkujących przestępców. Projekt ten może i miałby sens, gdyby więzienia były zorganizowane na wzór średniowiecznych kazamatów, gdzie więźniowie byli przykuci do ściany kajdanami i dostawali posiłek raz na dzień. Składał się on z zupy ze zgniłych warzyw i zakalcowatego chleba. Siedem dni w takich warunkach to byłaby dzisiaj kara! Realnie – za takie warunki cały skład parlamentu, który by je uchwalił, stanąłby przed Trybunałem. Pamiętam, że w Polsce są zakłady karne zamknięte przeznaczone dla groźnych przestępców, zakłady karne typu półotwartego, w których cele są otwarte w ciągu dnia, i typu otwartego – przeznaczone dla przestępców skazanych na areszt domowy za przestępstwa nieumyślne, zastępczą karę pozbawienia wolności – cele pozostają otwarte przez całą dobę.

Według planowanych przepisów skazany na siedem dni więzienia znajdzie się w zakładzie o najmniejszym stopniu uciążliwości – typu otwartego. Wykonywanie kary bowiem powinno być dobrane do przestępstwa czy występku. Okres siedmiu dni w więzieniu większość skazanych potraktuje jak urlop wypoczynkowy, tyle że nie na Bahamach, tylko np. w Zakładzie Karnym Oddział Zewnętrzny Warszawa-Bemowo. Formułowanie propozycji zmian w systemie wysokości kar i wprowadzenie zapuszkowania dla przestrogi jest po prostu nieodpowiedzialne. Bez znajomości rzeczywistości i bez wszechstronnej rewizji celu i zadań, które mają kary spełniać, to zwykłe bicie piany.

Przykład zza oceanu

W Kanadzie w drugim skazaniu za prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu lub narkotyków sędzia musi orzec karę co najmniej dwóch tygodni pozbawienia wolności. Co z tego wynika? Przed wprowadzeniem w życie tego przepisu, niewątpliwie też dla celów odstraszenia, kanadyjski ustawodawca nie zastanowił się nad konsekwencjami. Konsekwencjami dla skazanych i państwa. Skazani mają ogromne szanse na utracenie pracy, jeśli nie dostaną urlopu bezpłatnego, albo będą musieli wykorzystać swój urlop płatny, który w Kanadzie wynosi 14 dni po roku zatrudnienia i trzy tygodnie po sześciu latach zatrudnienia u tego samego pracodawcy. Po zmianie pracy wraca się do dwóch tygodni urlopu. Konsekwencje dla skazanego są więc niewspółmierne do czynu. Prawo Kanady przewiduje, że sędzia może orzec wykonywanie kary pozbawienia wolności okresowe, np. w weekendy. Skazany stawia się do więzienia w piątek po południu i wychodzi w poniedziałek rano – nie tracąc możliwości kontynuowania swojej pracy. Po siedmiu weekendach dwa tygodnie odsiedział i kara została wykonana.

Jak to wygląda w praktyce? Logistyczny koszmar. Trzeba przyjmowanych przebrać w więzienne uniformy, wszechstronnie sprawdzić, czy nie przemycają do więzienia na przykład narkotyków. Zadbać o to, by nie przebywali w celach z groźnymi bandytami, zabezpieczyć wikt, lekarza i wszystko, co się więźniom należy. Ile to kosztuje państwo? Wymaga przecież zatrudnienia większej ilości personelu, a tym samym dodatkowych funduszy. A co się dzieje, gdy przychodzi skazany, a w więzieniu nie ma już wolnych miejsc? Zdarza się i tak, że delikwent dostaje pieczątkę, że odsiedział, i odsyła się go do domu. Adwokaci często uświadamiają klientów, że gdy przyjdą do zakładu pięć minut przed godziną zakończenia przyjęć, to na 99 proc. weekend spędzą w domu! Czy polski ustawodawca musi powtarzać cudze błędy? Czy nie można uczyć się od innych? Pamiętam taki slogan z lat 70.: „Uczmy się choćby od diabła". Widać Polska – kraj wierzących – nie tylko nie uczy się od diabła, ale nie uczy się w ogóle.

Po co wyważać otwarte drzwi

Ze względu na różnice kulturowe na pewno nie można mechanicznie sięgać po rozwiązania i wysokość kar stosowane w innych krajach. System kar istniejący w USA jest tak odmienny, że większość rozwiązań amerykańskich jest uważana za niekompatybilne w Kanadzie. To samo dotyczy krajów skandynawskich i reszty krajów europejskich. W Polsce permanentne jest przepełnienie zakładów karnych. Czy minister o tym nie wie? Żeby przygotować nowe przepisy prawa karnego, należy znać rozwiązania już sprawdzone w innych jurysdykcjach, a nie wyważać otwarte drzwi lub proponować rozwiązania, które nie będą mogły być stosowane.

Autor jest adwokatem, od 35 lat prowadzi kancelarię prawną w Montrealu

Skontaktuj się z autorem: at@gagnetob.com

W ubiegłotygodniowym felietonie pt. "Ja mogę być nieuważny" odniosłem się do kilku wątków z wypowiedzi ministra sprawiedliwości dotyczącej uelastyczniania katalogu kar pozbawienia wolności. Moim zdaniem obecny rząd proponuje zmiany nieprzemyślane, bez rozważenia, jakie będą ich skutki dla skazanych i dla państwa. Przeczytałem opinię, że większość przegłosowanych przez obecny rząd ustaw zawiera poważne błędy i niektóre ustawy mogą być niekonstytucyjne. O ich konstytucyjności lub nie nie będę się wypowiadać, bo nie jestem ekspertem, których notabene w nowym rządzie zrobiło się dużo, a nikt przed wyborami o nich nie słyszał. Mogę natomiast od razu stwierdzić, że nerwowy pośpiech w przepychaniu ustaw – wcale nie tak pilnych, powoduje, że większość z nich, na moje oko, jest wątpliwej jakości. Czy minister otrzymał plan, który musi na cito wykonać? Czy 10 tys. sędziów i rzesze prawników nie powinny mieć możliwości wypowiedzenia się o proponowanych zmianach? Przedstawić stanowisko i dać opinię w pięć–dziesięć dni? To można uważać za żart! Bałagan, jaki tak tworzone ustawy spowodują, będą naprawiać pokolenia prawników!

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Krzywizna banana nie przeszkodziła integracji europejskiej
Opinie Prawne
Paweł Litwiński: Prywatność musi zacząć być szanowana
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Składka zdrowotna, czyli paliwo wyborcze
Opinie Prawne
Wandzel: Czy po uchwale SN frankowicze mają szansę na mieszkania za darmo?
Opinie Prawne
Marek Isański: Wybory kopertowe, czyli „prawo” państwa kontra prawa obywatela
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO