Bilety na głośne medialne procesy, tak jak na oczekiwane premiery teatralne, rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Na proces domniemanego zabójcy Ewy Tylman karty wstępu rozdysponowano w ciągu kilku godzin.
Proces Adama Z. oskarżonego o zabójstwo Ewy Tylman ruszył przed poznańskim sądem we wtorek 3 stycznia. Tajemnicza śmierć młodej kobiety w nocy z 22 na 23 listopada 2015 r. to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych ostatnich kilku lat w Poznaniu. Proces ma charakter poszlakowy, bo nie ma bezpośrednich dowodów ani świadków zarzucanego oskarżonemu czynu.
Sprawa wzbudziła tak ogromne zainteresowanie, że poznański sąd zdecydował się na wydawanie kart wstępu na największą salę, gdzie przez 11 miesięcy będą obywać się rozprawy. Miejscówki dla 160 osób rozeszły się błyskawicznie. Rozpoczęcie procesu relacjonowało 60 dziennikarzy, kamerzystów i fotoreporterów. Ponad 100 osób, głównie studentów prawa, zasiadło w loży na piętrze i częściowo na parterze. Wszyscy musieli przejść dwukrotną kontrolę bezpieczeństwa. Najpierw przy wejściu do sądu, potem przed salą sądową. Ponadto tuż przed rozpoczęciem rozprawy salę sprawdzono pod względem sapersko-pirotechnicznym.
Sam Adam Z. siedział w pomieszczeniu oddzielonym od reszty pancerną szybą, wyposażoną w mikrofon. Z adwokatami kontaktował się przez interkom. Te nadzwyczajne środki bezpieczeństwa kierownictwo sądu tłumaczyło tym, że woli dmuchać na zimne.
W sprawie, która wywołuje tak duże emocje, wszystko się może zdarzyć. Na szczęście do żadnych ekscesów nie doszło.