Mimo to we wtorek największe sędziowskie stowarzyszenie Iustitia wezwało do biernego oporu wobec skutków zmienionej ustawy sędziowskiej. Daje ona Zbigniewowi Ziobrze nadzwyczajne uprawnienia: może on w ciągu pół roku odwołać każdego prezesa i wiceprezesa sądu w Polsce, i to bez uzasadnienia, a później powołać nowego.
Ustawa „pozbawiła nas, sędziów, wpływu na to, kto będzie kierował pracą sądów i wydziałów" – uważa Iustitia. I apeluje, aby sędziowie „nie przyjmowali stanowisk po wyrzuconych w tym trybie prezesach. (...) za każdą taką decyzją stoi pozbawienie naszych kolegów i koleżanek funkcji w sposób urągający wszelkim zasadom prawnym i międzyludzkim". To już drugi taki apel. Pod koniec lipca podobny wystosowało Forum Sędziowskiej Współpracy, które wręcz zasugerowało, że przypadki sędziowskiej kolaboracji z władzą będą odnotowywane.
Tyle że uchwalonego demokratycznie z zachowaniem wszelkich obowiązujących procedur prawa nie powinien kwestionować żaden obywatel, a tym bardziej strażnicy praw – sędziowie. Nie mogą się oni zachowywać jak antyszczepionkowe lobby negujące obowiązek szczepienia dzieci tylko dlatego, że jest przekonane o wyższości swoich racji. Bo to odbiera im najcenniejsze, co mają: wiarygodność w oczach przynajmniej części społeczeństwa. Na pewno nie warto ryzykować jej utraty.
Sprawa ma jeszcze inny wymiar. Przez wiele lat sędziowie złe prawo kierowali do Trybunału Konstytucyjnego, który jest właściwy w takich sprawach. Protestujący dziś sędziowscy aktywiści przynajmniej w części nie akceptują jednak obecnego składu TK. Już wcześniej mówili nawet o negowaniu jego orzeczeń, jeżeli wydadzą je tzw. sędziowie dublerzy. I to pokazuje tragizm ich sytuacji. Bo okazuje się, że broniąc systemu, mogą być coraz bardziej poza nim. ©?