Niemal codziennie docierają do nas informacje o poważnych politycznych i gospodarczych problemach, zarówno wewnątrzunijnych, jak i transatlantyckich. Mimo że część problemów jest zapewne nadmiernie nagłaśniana przez polityków reprezentujących partyjne interesy i czekające na kontrowersyjne opinie media, powaga sytuacji wręcz domaga się wszechstronnej refleksji. Nie sposób bowiem od pewnego czasu powstrzymać się od zadawania sobie pytania, czy gdyby Unia Europejska i NATO dzisiaj nie istniały, to w obecnych warunkach organizacje te miałyby szanse powstać? Nie mogę powstrzymać się od myśli, że znacznie bardziej prawdopodobna odpowiedź na brzmi „nie” – i to w obu przypadkach.
Zacznijmy od Unii. Spór o jej przyszły kształt, skądinąd przecież normalny i potrzebny, przybrał w ostatnich paru latach charakter zagrażający jej istnieniu. Mówiąc w pewnym uproszczeniu, dobitnie artykułowane są trzy istotnie różne scenariusze jej przyszłości. Pierwszy, promowany przez kanclerz Niemiec, nawiązuje niewątpliwe do zadowolenia z sytuacji gospodarczej i roli Niemiec we wspólnocie europejskiej, akcentując znaczenie działań zwiększających gospodarczą konkurencyjność Europy. Działania rządu niemieckiego w ostatniej dekadzie, tj. od momentu wybuchu kryzysu finansowego, skierowane są na zdecydowaną ochronę mechanizmów wolnorynkowych w państwach Unii, m.in. poprzez wprowadzenie surowej dyscypliny oszczędnościowej w zadłużonych krajach. Polityka rządu kanclerz Merkel, obudowana wprawdzie werbalnie troską o dalszą unijną integrację, realnie ma silnie neoliberalny charakter.
Czytaj także: Europa wzięta w dwa ognie
Odmienną wizję reprezentuje prezydent Macron, promujący ideę „Europy, która chroni”, opowiadający się za większą solidarnością państw członkowskich i unijnych obywateli. W praktyce oznacza to głównie daleko idącą reformę strefy euro z podziałem zadłużeniowego ryzyka wśród państw eurostrefy, mającą uratować przed bankructwem państwa najbardziej zadłużone. Taka de facto centrolewicowa wizja Unii nie podoba się oczywiście państwom o stabilnych i zrównoważonych budżetach, a Niemcom w szczególności. Obie powyższe wizje Europy różnią się ponadto wieloma szczegółami dotyczącymi najpoważniejszego wyzwania stojącego dzisiaj przed Unią, tj. problemu uchodźców. Nie wspominając już nawet o innych istniejących kontrowersjach dotyczących np. polityki w zakresie bezpieczeństwa dostaw energii czy przyszłości energetyki jądrowej.
Trzecim, coraz mocniej artykułowanym scenariuszem jest idea Europy suwerennych państw. Jej orędownikami są bynajmniej nie tylko ugrupowania rządzące na Węgrzech czy w Polsce, ale także wiele partii prawicowych w innych państwach Unii. Premier Orban ujął kiedyś swoje poglądy krótko – reprezentowana przez niego ideologia określana mianem demokracji nieliberalnej jest i tak zasadniczo lepsza od politycznie poprawnego liberalizmu niedemokratycznego. Wydaje się, że liczba zwolenników takiego poglądu w Europie rośnie, a ważnym elementem tego trendu jest niechęć do odmiennych kulturowo uchodźców.