W polskiej gospodarce i na rynku pracy zachodzi dziś fundamentalna i często niedostrzegana zmiana. Po raz drugi od początku transformacji jesteśmy świadkami awansu młodych talentów na niespotykaną skalę.
W latach 90. w nowym systemie wszyscy byli „nowi", więc przestrzeń do rozwoju była praktycznie nieograniczona. Zarówno w polityce, jak i w gospodarce pojawiły się świeże „twarze", budując od podstaw struktury państwa i ekonomii.
Potem z perspektywy młodych nie było już tak łatwo. Rynek zaczął się profesjonalizować, najważniejsze pozycje zostały „zaabsorbowane", kolejne pokolenia odczuły efekt szklanego sufitu. Apogeum tego zjawiska stała się – uruchomiona wejściem Polski do Unii Europejskiej – wielomilionowa emigracja na Zachód.
Teraz znów przed młodymi pojawiły się szanse na rodzimym rynku. To, że Polacy w tak masowym stopniu postawili na wyższe wykształcenie (choć w latach 90. czy na początku XXI wieku nie było dla niego „ujścia" w gospodarce krajowej), stworzyło podaż kompetencji, które przyciągnęły popyt – delokalizujące się globalnie wykwalifikowane miejsca pracy. Bliskość zachodnich kręgów kulturowych oraz stabilność polityczna wyrażająca się w obecności Polski w Unii Europejskiej i NATO są tu oczywiście nie do przecenienia.
Obecnie wiele międzynarodowych korporacji – w poszukiwaniu wyższych stóp zwrotu – wydziela i przenosi elementy swojej działalności tam, gdzie może oczekiwać poprawy produktywności. Nie byłoby to możliwe bez niewiarygodnego rozwoju technologii informacyjno-komunikacyjnych, jaki miał miejsce w ostatnich latach. Polska okazuje się być wielkim wygranym tego procesu.