Przed podobnym dylematem koronawirus postawił oczywiście nie tylko ich, wszyscy sportowcy mają ten problem, ale tenis jest – obok golfa – najbardziej globalną dyscypliną i taka np. piłka nożna, poza mundialami i Euro, pozostaje zabawą w zasadzie lokalną.
Tenisista, któremu blichtr tego sportu i bogactwo nie odebrały busoli moralnej, nie może z czystym sumieniem powiedzieć: nie jadę na US Open i co mi zrobicie. Przez lata w tym turnieju nagrody rosły najszybciej, zyskiwali zarówno gwiazdorzy, jak i gracze odpadający w eliminacjach, więc teraz, gdy amerykańskiej federacji bez pieniędzy z US Open byłoby ciężko, tylko cynik może stwierdzić, że to nie jego sprawa.
Na razie wiele wskazuje, że wśród kobiet będzie to jednak turniej kadłubowy, u mężczyzn sytuacja wygląda lepiej. Z czołowej czterdziestki rankingu ATP w Nowym Jorku na turnieju poprzedzającym wielkoszlemową rywalizację chcą stawić się prawie wszyscy, a sama deklaracja chęci przyjazdu do Ameryki jest praktycznie zgłoszeniem do US Open.
Najważniejsze w takich chwilach jest stanowisko gwiazdorów. Roger Federer, który w Nowym Jorku był idolem (publiczność owacją witała błędy jego rywali), „uciekł w kontuzję” i nie musiał odpowiadać na żadne pytania. Rafael Nadal po początkowym wahaniu zdecydował jednak, że do USA pojedzie. Wracający do zdrowia Andy Murray wierzy w rozsądek organizatorów, choć nie ma złudzeń, że wszyscy jego koledzy po fachu wytrzymają sanitarne rygory.
Najciekawszy jest przypadek Novaka Djokovicia, który podczas pandemii wysyłał sygnały, że szuka własnej drogi w towarzystwie znachorów, antyszczepionkowców i zwolenników spiskowych teorii. Zdaniem większości tenisowego środowiska jako szef Rady Zawodniczej ATP wiele stracił i dawnego autorytetu już nie odbuduje, choć są tacy, którzy koronawirusowe zagrożenie wciąż uważają za okazję do żartów (Stan Wawrinka) i znajdują posłuch w mediach, również w Polsce. Tenisowy dziennikarz „Przeglądu Sportowego”, kompetentny i zwykle rozsądny Bartosz Gębicz, nie ukrywa swego koronasceptycyzmu, pisząc, że on „nie kupuje tej bajki”, a zgodę kobiet, które pomimo obaw postanowiły grać, nazywa „naginaniem karku”.