We wrześniu generał John Abizaid, do niedawna głównodowodzący amerykańskich wojsk na Bliskim Wschodzie, stwierdził, że z „nuklearnym Iranem da się jakoś żyć”. Ale George W. Bush jest innego zdania. – Mamy w Iranie przywódcę, który ogłosił, że chce zniszczyć Izrael. Powtarzam więc ludziom, że jeśli chcą uniknąć trzeciej wojny światowej, powinni być zainteresowani tym, by nie dopuścić Iranu do wiedzy potrzebnej do stworzenia bomby nuklearnej – oświadczył we wtorek prezydent.

W Waszyngtonie nie brakuje zwolenników teorii, że opanowana przez jastrzębie administracja Busha chce przed odejściem prezydenta rozwiązać największe zagrożenie dla bezpieczeństwa Ameryki – i zaatakować instalacje nuklearne w Iranie. Zwolennicy tej teorii – tacy jak słynny dziennikarz „New Yorkera” Seymour Hersh – zwracają uwagę na znaki mające świadczyć o bliskości wojny. Jednym z nich jest zdaniem Hersha zakończenie negocjacji nuklearnych z Koreą Północną.

W Waszyngtonie od dawna mówiło się, że aby skutecznie zająć się irańskim programem nuklearnym, trzeba najpierw rozwiązać kwestię koreańską. To – kosztem ustępstw ze strony USA – zostało załatwione. Innym znakiem może być coraz szybsze wycofywanie wojsk brytyjskich z Iraku. W razie otwartego konfliktu z Iranem brytyjscy żołnierze mogliby się stać łatwym obiektem szantażu. Im mniej Brytyjczyków, tym mniejszy problem. Nie brakuje jednak głosów przeciwnych. Podczas wizyty izraelskiego ministra obrony Ehuda Baraka wśród gości rozlegały się narzekania, że obecna administracja nie ma ani konkretnego planu, ani nawet zamiaru rozprawienia się z nuklearnymi ambicjami Teheranu.

Czy dojdzie więc do ataku na Iran czy nie? Prawdziwa wydaje się oficjalna linia administracji: nie rezygnujemy z żadnej opcji. Sam Bush wyraźnie dał do zrozumienia, że Ameryka stara się zwiększyć presję gospodarczą i polityczną na Teheran tak, by albo on sam odstąpił od swych planów i zawarł ugodę, albo padł na fali społecznego niezadowolenia. Jak zauważa Martin Indyk, były bliskowschodni wysłannik USA, Amerykanie starają się sklecić izraelsko-arabską koalicję przeciw Iranowi. Między innymi temu ma służyć wielka konferencja pokojowa w Annapolis w przyszłym miesiącu. Waszyngton ma nadzieję, że ewentualny postęp w sprawie palestyńskiej pozwoli na utworzenie wspólnego frontu przeciw Teheranowi. Jednocześnie USA dozbrajają swoich sojuszników – najbardziej zaciekłych wrogów Iranu w regionie – Izrael i Arabię Saudyjską.

Co będzie, jeśli wszelkie formy presji zawiodą i Iran nie wyrzeknie się broni nuklearnej? Wiele wskazuje na to, że nawet zmiana administracji w Białym Domu nie oddali groźby amerykańskiego ataku. Ostre stanowisko wobec Teheranu zajmują wszyscy czołowi kandydaci republikańscy. A nawet faworytka demokratów Hillary Clinton, która stwierdziła przed kilkoma miesiącami, że z nuklearnym Iranem żyć się nie da.