6 grudnia 1942 roku w Ciepielowie oddziały Waffen SS za pomoc udzielaną Żydom zastrzeliły lub spaliły żywcem kilka polskich rodzin, 33 osoby, wśród nich Bronisławę i Adama Kowalskich wraz pięciorgiem dzieci.
Kto z państwa zna ten fakt? Idę o zakład, że prawie nikt. W każdym razie szeroka opinia publiczna nie słyszała o Ciepielowie, nie wie, jak i za co mordowano Kowalskich. Opinia publiczna w Polsce ani tym bardziej za granicą, na Zachodzie. Kowalscy byli polskimi bohaterami. Dlaczego wciąż nieznanymi? I jak wielu ich było?
Dlaczego, nie będąc historykiem, zajmuję się tą sprawą? By wyjaśnić, opowiem dwa zdarzenia. Kiedy w roku 1989 terminowałem w dużym amerykańskim dzienniku „The Philadelphia Inquirer”, zgłosił się do mnie dziennikarz tej gazety David Preston. Poprosił, bym przetłumaczył pisane po polsku listy jego niedawno zmarłej matki, polskiej Żydówki ze Lwowa, która pisała je w latach 1945 – 1947 do swego brata, nowojorskiego rabina.
Tłumaczyłem więc te 120 listów, wiedząc, że nikt nie czytał ich od kilkudziesięciu lat. Mama Davida ocalała ukrywana przez kilkanaście miesięcy wraz z kilkuosobową rodziną w lwowskim kanale przez Polaka o nazwisku Socha. Ów Socha najpierw brał od ukrywanych Żydów pieniądze na jedzenie, a kiedy się skończyły, to sam te pieniądze „organizował”. Może kradł, bo ponoć przed wojną był lwowskim złodziejem. Po wojnie w roku 1946 Socha zginął pod kołami sowieckiej ciężarówki.
Ale mimo to David, z którym się zaprzyjaźniliśmy i którego ojciec przywitał mnie, grając na mandolinie „Jeszcze Polska nie zginęła”, mówił mi zawsze: „tak, ale ty jesteś wyjątkiem, większość Polaków to antysemici”.