Wprawdzie redakcja „Time” reprezentuje tylko redakcję „Time”, ale jej decyzja odzwierciedla sposób myślenia znacznej części amerykańskich elit. Wybór Putina wywołał co prawda kilka ostrych reakcji po prawej stronie sceny politycznej. Senator John McCain, były jeniec w Hanoi, który ze względów osobistych nie lubi wszystkiego, co kojarzy się z komunizmem, nawiązał do słynnej wypowiedzi prezydenta Busha o tym, że zajrzał Putinowi w oczy i dostrzegł jego duszę. – Ja spojrzałem w jego oczy i zobaczyłem trzy litery: K, G i B – powiedział McCain. Rywal McCaina w wyścigu po republikańską nominację Mitt Romney oznajmił, że jest zniesmaczony i wstrząśnięty decyzją „Time’a”. W podobnym tonie wypowiadają się komentatorzy prawicowej telewizji Fox.

Redakcja tygodnika podkreśla, że tytuł nie ma wyrażać pozytywnego uznania, lecz jedynie stwierdzenie, że jego zdobywca najbardziej w mijającym roku wpłynął na światowe wydarzenia. Dlatego w przeszłości zdobywali go m.in. Józef Stalin i Adolf Hitler. Ale było to w czasach, gdy obaj ci „wybitni przywódcy” nie byli jeszcze w Ameryce postrzegani jako wcielenie zła. Ahmadineżad czy Kim Dzong Il przez cały rok umiejętnie i z sukcesem wodzili Amerykę za nos, trafiając niejednokrotnie na pierwsze strony gazet na całym świecie, ale nie byli brani przez „Time’a” pod uwagę – bo są w oczach opinii publicznej „czystym złem”.

Tymczasem Putin to po prostu „twardziel”, który może czasem przesadza. Gdy Ahmadineżad straszy atakiem na Izrael, Amerykanie mówią o widmie trzeciej wojny światowej, choć Iran jest w porównaniu z Rosją militarnym cherlakiem. Gdy Putin mówi, że wyceluje rakiety w amerykańskie instalacje w Polsce, Waszyngton reaguje pełnym zrozumienia „troskliwym zaniepokojeniem”.

Częściowo dlatego, że mimo górnolotnych haseł o krzewieniu demokracji, dla Amery- kanów najbardziej liczy się stabilizacja w kluczowych regionach świata. A Putin ustabilizował Rosję. Warto zauważyć, że jednym z kontr- kandydatów do tytułu był w tym roku chiński przywódca Hu Jintao, który na polu stabilnego wzrostu odnosi znacznie większe sukcesy, a mimo to przegrał.

Chiny uważane są jednak przez Amerykanów za potencjalne zagrożenie dla potęgi USA. A Rosja – w dziwny sposób nie. Waszyngton jest przekonany, że Rosja przechodzi konwulsje transformacji, że z czasem, jeśli będzie się cierpliwie znosić jej agresywne zachowanie, wróci do wielkiej rodziny państw zachodnich. Mało kto zadaje sobie jednak pytanie, czy kiedykolwiek w niej była.