Moje najwyraźniejsze wspomnienie Sierpnia ,80 – miałem wtedy lat 16 – to reportaż w „Dzienniku telewizyjnym”, w którym jakaś matka opowiadała wzruszająco o tym, jak bardzo jej dzieci lubią banany, pomarańcze i cytryny. Może dlatego zapamiętałem ten właśnie materiał, że sam lubiłem cytrusy. A troska reporterów „DTV” dotyczyła tego, że na redzie gdańskiego portu od dwóch tygodni stoi statek wyładowany cytrusami dla polskich dzieci. Stoi i, niestety, cytrusy gniją. Gniją, bo zawodowi wrogowie Polski Ludowej, spod znaku CIA, wyalienowani ze społeczeństwa wywrotowcy opłacani przez międzynarodowych handlarzy bronią przeciwko socjalizmowi , zamącili w głowach robotnikom i popchnęli ich do strajku, który nie służy rozwiązaniu naszych polskich bolączek.
Sposób, w jaki kilka wpływowych mediów – tych, które swego czasu najbardziej zaangażowały się przeciwko Kaczyńskim, a potem ze wszystkich sił wspierały kampanię wyborczą Platformy Obywatelskiej – relacjonowało ostatnie problemy rządu Donalda Tuska, nieodparcie to wspomnienie przywołał.
[srodtytul]Pelisa pani Gardias[/srodtytul]
O „zawodowych psujach”, anarchistach i radykałach, którzy opętali górników z Budryka i skłonili ich do wystąpienia wbrew rzeczywistym górniczym interesom, rozwodził się w telewizji TVN 24 poseł PO Kazimierz Kutz. Rzecz nie w tym, że akurat Kutz tak powiedział, bo nie od dziś wiadomo, że pod względem powagi wypowiedzi jest to godny rywal Stefana Niesiołowskiego, ale w tym, jak zareagował na te wywody prowadzący program. A mówiąc ściśle, w tym właśnie, że w ogóle nie zareagował.
Jakoś nie przyszło mu do głowy zwrócić uwagę, że – zważywszy, jak długo i z jaką determinacją strajkują pracownicy Budryka – owi „zawodowi psuje” musieliby chyba dysponować hipnotyczną mocą większą od sławnej ongiś Najwyższej Prawdy czy innych sekt. A, doprawdy, nietrudno sobie wyobrazić, jak zachowywaliby się niektórzy dziennikarze gdyby to PiS rządził i gdyby podobnych argumentów używał przedstawiciel „partii braci Kaczyńskich”.