Sto dni samotności

Lech Kaczyński wpada w pułapki zastawione przez Platformę, nie umie nawiązać kontaktu z Polakami, nie chce być mediatorem w konfliktach społecznych. I nie ma pomysłu, jak to zmienić

Publikacja: 15.02.2008 02:15

Sto dni samotności

Foto: Rzeczpospolita

Sto dni od objęcia władzy przez Platformę Obywatelska to także sto dni nowej roli prezydenta. Donald Tusk i Platforma Obywatelska umiejętnie wplątali Lecha Kaczyńskiego w spory prestiżowe, z których prezydent nie wyszedł zwycięsko. Próby wzmocnienia medialnej pozycji głowy państwa w rozgrywkach z rządem także nie odniosły efektu. Kaczyński ma coraz mniej czasu na wykreowanie nowego, atrakcyjniejszego wizerunku.

Nie po raz pierwszy okazuje się, że autorzy konstytucji z 1997 roku nie przewidzieli różnych sytuacji konfliktowych. Takich choćby jak kohabitacja prezydenta z premierem w warunkach politycznej zimnej wojny.Owszem – mieliśmy już jedną „cohabitation”. W latach 1997 – 2001 prezydentem był postkomunista Aleksander Kwaśniewski, a rząd tworzyli prawicowcy z AWS. Jednak tamte doświadczenia mało przystają do obecnych. Rządowi Jerzego Buzka do głowy nie przychodziło drażnić Kwaśniewskiego, który był silny wsparciem Europy i establishmentu III RP.

W dodatku Kwaśniewski mógł liczyć na koalicjanta AWS, Unię Wolności, w rządzie Buzka pełniącą rolę przyzwoitki, w oczach Berlina czy Paryża dbającą, by AWS nie zrobił jakichś głupstw.

Pół roku temu zapowiadano medialny kontratak Pałacu Prezydenckiego. Dziś brzmi to jak smutny żart

Natomiast po wyborach 2007 roku stanęli naprzeciw siebie w roli prezydenta i premiera weterani brutalnej kampanii prezydenckiej sprzed dwóch lat i przypuszczalni rywale w wyborach 2010 roku. I od pierwszych dni po objęciu władzy Platforma rozpoczęła kwestionowanie wielu uprawnień i przywilejów prezydenckich. Od rzeczy ważnych, takich jak negowanie przywództwa prezydenta w polityce zagranicznej, aż po złośliwe i małostkowe decyzje odbierające ochronę BOR wysokim urzędnikom i bliskim Lecha Kaczyńskiego.

Niewykluczone także, że prezydent Warszawy z PO Hanna Gronkiewicz-Waltz nieprzypadkowo nadal nie śpieszy się z remontem ulicy przed Pałacem Prezydenckim. Natomiast poseł Platformy Janusz Palikot, który sugerował alkoholizm głowy państwa, nie tylko nie został ukarany przez władze partyjne, ale umocnił swoją pozycję w PO.

Spece od politycznego PR zapewne dawno już zauważyli, jak poważnie prezydent traktuje etykietę. Jak wymagał szacunku dla siebie jako głowy państwa. Zerwanie wywiadu z francuskim dziennikarzem czy gniewne reakcje prezydenta na próby przerwania mu długawych wywodów w czasie wywiadów dla TVP zostały dostrzeżone i wykorzystane przez strategów Platformy.

Oczywiście w takich reakcjach prezydenta było wiele z dbałości człowieka przywiązanego do tradycyjnych form, którego drażni nonszalancja dzisiejszych czasów. Jednak w medialnym odbiorze stworzyło to i tworzy wrażenie małostkowości, która bardzo razi zwykłych Polaków. Wrażenie wzmocnione przez komentarze części mediów, które ze świętym oburzeniem liczyły, ile sekund trwało wręczanie Donaldowi Tuskowi nominacji na premiera. Ale image’owi prezydenta zaszkodziły też takie działania, jak nieobecność w Sejmie w czasie exposé premiera czy głośno demonstrowane, ale dla przeciętnego obserwatora nieczytelne, protesty przeciwko kandydaturze Radosława Sikorskiego na ministra.

W ten sposób powstał wizerunek naburmuszonego Lecha Kaczyńskiego, bardzo wygodny dla Platformy Obywatelskiej i wykorzystywany przez kabareciarzy w kupletach o „obrażonej minie prezydenta”. Spin doktorzy z PO słusznie uznali, że spory o protokół – jak choćby sprawa ściągnięcia w trybie pilnym Sikorskiego z Brukseli – są na tyle niejasne, że Polacy będą oceniać kolejne według swoich partyjnych sympatii. A w tej dziedzinie PO wciąż wypada we wszystkich rankingach lepiej niż prezydent. Medialne hasło „wciąż się kłócą” bardziej szkodzi prezydentowi niż premierowi. Tusk korzysta z tej medialnej przewagi. Choć wydawało się oczywiste, że po powrocie z rozmów z Putinem szef rządu zda z nich relację głowie państwa, to Tusk niemal wprost z Rosji wyjechał na urlop do Włoch.

Premier pewnie liczył na to, że Lech Kaczyński poczuje się obrażony i – tak jak Radosława Sikorskiego – wezwie go w trybie pilnym do Warszawy z wakacji, co da kolejną okazję do wytknięcia prezydentowi małostkowości. Głowa państwa tym razem jednak nie dała się złapać w pułapkę. Jakby w Pałacu Prezydenckim w końcu się zorientowano, że reagowanie w sposób oczekiwany przez rywala to najlepsza recepta na klęskę.

Szkoda, że taktyki PO, zmierzającej do wplątania prezydenta w spory o prestiż, nikt z jego ludzi nie potrafił wcześniej przewidzieć. Szkoda, że w otoczeniu Lecha Kaczyńskiego brakowało kogoś, kto zauważyłby, że proceduralnych sporów o etykietę nie da się sprzedać w mediach z korzyścią dla głowy państwa.

Było wręcz odwrotnie. Europoseł Michał Kamiński, legendarny już spin doktor PiS, ściągnięty pół roku temu ze Strasburga, aby polepszyć wizerunek prezydenta, z lubością zaczął się wdawać w tyrady pouczające Platformę, na czym polega polityczny savoir-vivre. Na szefową kancelarii powołano Annę Fotygę, która już jako minister spraw zagranicznych – mówiąc oględnie – raczej nie zdobyła sobie popularności w mediach, więc jej nominacja nie mogła wzmocnić prezydenta. Trudno oczekiwać, że niekorzystny image głowy państwa zmieni sztywny zastępca Fotygi – Robert Draba. Albo poważny i oficjalny szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Władysław Stasiak – choć on chyba jest najlepszy w tym towarzystwie.Dopiero teraz, gdy jej zabrakło, widać, jak korzystnie na wizerunek prezydenta wpływała Elżbieta Jakubiak, która odeszła z Kancelarii najpierw do rządu, a potem do Sejmu. Nie ma już nikogo, kto mógłby ocieplić image Lecha Kaczyńskiego.

Pół roku temu zapowiadano medialny kontratak Pałacu Prezydenckiego. Dziś brzmi to jak smutny żart.

Ludwik Dorn wyjaśniał parę dni temu, że zrezygnował z zasiadania w prezydenckiej Radzie Bezpieczeństwa Narodowego po krytycznych wypowiedziach prezydenta Lecha Kaczyńskiego na jego temat. Prezydent przyjął dymisję. Nie potrafił, a może nawet nie chciał, być arbitrem i zażegnać konflikt swojego brata z trzecim bliźniakiem. Ten przypadek dobrze ilustruje problem, jaki głowa państwa ma ze zdefiniowaniem swojej roli.

Opozycja w często uproszony sposób usiłuje przedstawić Pałac Prezydencki jako dodatek do Prawa i Sprawiedliwości. Ta ocena jest nieprawdziwa, choćby dlatego że prezydent raczej nie wzmacnia partii swojego brata. Owszem – teoretycznie Lech Kaczyński mógłby wokół siebie stworzyć polityczny ośrodek, który w subtelny sposób na forum publicznym podnosi sprawy, które przynoszą korzyść PiS. Mógłby wskazywać na zagrożenia dla polskiej racji stanu, wykorzystując w tym celu choćby Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Mógłby – ale czyni to niezwykle rzadko.

To efekt ostatnich dwóch lat, gdy Lech Kaczyński funkcjonował w cieniu swojego brata, będącego głównym bohaterem zmagań o projekt IV RP. Te dwa lata życia pod kloszem, pod osłoną brata premiera nauczyły prezydenta pewnego rodzaju bierności.

Równocześnie w ciągu tych dwóch lat pozycja Lecha Kaczyńskiego w sondażach popularności raczej się nie poprawiła. Już w kwietniu 2006 roku pisałem na łamach „Dziennika”, że kapitał szacunku czy nawet sympatii dla braci Kaczyńskich zdobyty w kampaniach z 2005 roku został przez prezydenta w dużej mierze roztrwoniony.

Podobna strata poniesiona przez Jarosława Kaczyńskiego była trudniejsza do uniknięcia – to on przyjął na siebie rolę wojownika, tarana zmian w Polsce. Jednak Lech osadzony na wygodnej prezydenckiej pozycji – jak się wydawało – mógł zdobywać dla prawicy kolejne polityczne punkty. Był – i jest – w idealnej sytuacji, aby stać się pośrednikiem między różnymi grupami społecznymi a rządem.

Mógł szukać kontaktu z Polakami, zdobywać akceptację w wielu środowiskach, które nie były z góry uprzedzone do nowej głowy państwa. Mógł pracować nad własnym politycznym stylem, różnym, ale nie sprzecznym z poglądami brata Jarosława. Mógł przypominać o swoich doświadczeniach – człowieka „Solidarności” wiernego jej tradycji, która łączyła konserwatyzm z wrażliwością społeczną.

Nawet teraz, gdy w sytuacji kolejnych protestów prezydent jest przez nie wzywany do przyjęcia roli mediatora, Lech Kaczyński nie potrafi mądrze wykorzystać tej sytuacji. Polacy mają niewiele okazji, by poznać poglądy prezydenta na ważne, polskie problemy. Rzadko słychać prezydenckie przemówienia. W wywiadach telewizyjnych prezydent zbyt często przyjmuje ton zniecierpliwionego mentora. W praktyce nie robi nic, by przełamać wrażenie izolacji i wyniosłości.

Przez dwa lata rządów PiS taka taktyka nie służyła Lechowi Kaczyńskiemu, ale też nie groziła bezpośrednimi wpadkami. Teraz, gdy premierem jest potencjalny rywal do prezydentury, Platforma punktuje boleśnie każdy kiks czy nieprzemyślany gest prezydenta. I na razie nic nie wskazuje, by Kaczyński miał jakiś pomysł na tę nową sytuację.

Sto dni od objęcia władzy przez Platformę Obywatelska to także sto dni nowej roli prezydenta. Donald Tusk i Platforma Obywatelska umiejętnie wplątali Lecha Kaczyńskiego w spory prestiżowe, z których prezydent nie wyszedł zwycięsko. Próby wzmocnienia medialnej pozycji głowy państwa w rozgrywkach z rządem także nie odniosły efektu. Kaczyński ma coraz mniej czasu na wykreowanie nowego, atrakcyjniejszego wizerunku.

Nie po raz pierwszy okazuje się, że autorzy konstytucji z 1997 roku nie przewidzieli różnych sytuacji konfliktowych. Takich choćby jak kohabitacja prezydenta z premierem w warunkach politycznej zimnej wojny.Owszem – mieliśmy już jedną „cohabitation”. W latach 1997 – 2001 prezydentem był postkomunista Aleksander Kwaśniewski, a rząd tworzyli prawicowcy z AWS. Jednak tamte doświadczenia mało przystają do obecnych. Rządowi Jerzego Buzka do głowy nie przychodziło drażnić Kwaśniewskiego, który był silny wsparciem Europy i establishmentu III RP.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę