Sto dni od objęcia władzy przez Platformę Obywatelska to także sto dni nowej roli prezydenta. Donald Tusk i Platforma Obywatelska umiejętnie wplątali Lecha Kaczyńskiego w spory prestiżowe, z których prezydent nie wyszedł zwycięsko. Próby wzmocnienia medialnej pozycji głowy państwa w rozgrywkach z rządem także nie odniosły efektu. Kaczyński ma coraz mniej czasu na wykreowanie nowego, atrakcyjniejszego wizerunku.
Nie po raz pierwszy okazuje się, że autorzy konstytucji z 1997 roku nie przewidzieli różnych sytuacji konfliktowych. Takich choćby jak kohabitacja prezydenta z premierem w warunkach politycznej zimnej wojny.Owszem – mieliśmy już jedną „cohabitation”. W latach 1997 – 2001 prezydentem był postkomunista Aleksander Kwaśniewski, a rząd tworzyli prawicowcy z AWS. Jednak tamte doświadczenia mało przystają do obecnych. Rządowi Jerzego Buzka do głowy nie przychodziło drażnić Kwaśniewskiego, który był silny wsparciem Europy i establishmentu III RP.
W dodatku Kwaśniewski mógł liczyć na koalicjanta AWS, Unię Wolności, w rządzie Buzka pełniącą rolę przyzwoitki, w oczach Berlina czy Paryża dbającą, by AWS nie zrobił jakichś głupstw.
Pół roku temu zapowiadano medialny kontratak Pałacu Prezydenckiego. Dziś brzmi to jak smutny żart
Natomiast po wyborach 2007 roku stanęli naprzeciw siebie w roli prezydenta i premiera weterani brutalnej kampanii prezydenckiej sprzed dwóch lat i przypuszczalni rywale w wyborach 2010 roku. I od pierwszych dni po objęciu władzy Platforma rozpoczęła kwestionowanie wielu uprawnień i przywilejów prezydenckich. Od rzeczy ważnych, takich jak negowanie przywództwa prezydenta w polityce zagranicznej, aż po złośliwe i małostkowe decyzje odbierające ochronę BOR wysokim urzędnikom i bliskim Lecha Kaczyńskiego.