Istnieje kilka powodów, dla których uznanie niepodległości Kosowa nie leży w interesie zarówno społeczności międzynarodowej, jak i Polski.
Po pierwsze, jest to niebezpieczny precedens w Europie. Nie można bowiem rozumieć pojęcia niepodległości tylko w kategoriach praw danej społeczność etnicznej. Trzeba także wziąć pod uwagę, jak ta społeczność będzie w stanie funkcjonować we wspólnocie międzynarodowej. Powstanie nowego tworu państwowego powinno przyczyniać się do zwiększenia pokoju i współpracy na arenie międzynarodowej.
Tymczasem przypadek Kosowa może umożliwić Rosji uznanie niepodległości Naddniestrza, Osetii Południowej i Abchazji. Kreml od dawna wspiera separatystów w tych rejonach, dobrze wiedząc, że wszystkie te kraje nie są w stanie funkcjonować samodzielnie. Uznanie niepodległości Kosowa będzie legimityzowało tę politykę Moskwy i może wpłynąć na zdestabilizowanie sytuacji na scenie międzynarodowej poprzez naruszanie integralności terytorialnej Mołdawii i Gruzji.
Polska powinna sprzeciwiać się niepodległości Kosowa przede wszystkim ze względu na sytuację Gruzji, której silną pozycję, udział w strukturach północnoatlantyckich i aspiracje europejskie od dawna popieramy. Musimy też pamiętać, że wykazując zupełny brak zrozumienia dla interesów narodowych Serbii, powodujemy wpychanie jej w ramiona Rosji i zmniejszenie się prozachodniego nastawienia jej mieszkańców.
Drugą krytyczną kwestią jest pytanie, czy Kosowo jest w ogóle zdolne do niepodległości. Trzeba jasno odpowiedzieć: nie jest. Kosowo utrzymuje się tylko dzięki dotacjom instytucji międzynarodowych. Nic nie wskazuje na to, żeby kraj ten miał w najbliższych latach funkcjonować samodzielnie. Według nieoficjalnych ocen bezrobocie obejmuje 60 procent ludności, a kraj nie posiada żadnego rozwiniętego przemysłu ani czynników produkcji.