Jak zdyskredytować historyków

W dyskusji nad książką IPN o Wałęsie brzmią te same epitety i klisze, które towarzyszyły dotychczasowej debacie na temat lustracji – pisze politolog

Publikacja: 23.05.2008 05:09

Reakcja na niewydaną wciąż książkę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka jest symptomatyczna. I typowa dla środowiska antylustracyjnego. W dyskusji nad nową publikacją IPN pobrzmiewają te same epitety i klisze, które towarzyszyły dotychczasowej debacie na temat lustracji.

Po pierwsze, odmawia się moralnego prawa pragnącym ujawnić prawdę. Dla Władysława Frasyniuka to hołota, którą należy bić po twarzy, a nie zapraszać do udziału w dyskusji. Monika Olejnik retorycznie pyta w „Dzienniku”, czy Cenckiewcz i Gontarczyk są tchórzami. Tylko pyta, tak samo jak Andrzej Lepper polityków SLD i PO o to, czy brali łapówki i spotykali się z mafiosami. Schopenhauer doradzał w „Erystyce” używanie argumentów ad personam dopiero na końcu dyskusji, gdy już zupełnie zabraknie innych środków przekonywania. W Polsce od tego zaczynamy.

Po drugie, odmawia się autorom książki warsztatu naukowego. Dla antylustratorów to zawsze będą młodzi doktorzy, których przyłapywać się będzie na drobnych potknięciach.

A potknięcia te będą rozdmuchiwane do rozmiarów karygodnych błędów podważających wartość całości pracy. Już czekam na to, kiedy tabuny komentatorów z ukontentowaniem podnosić zaczną, jak Syfon z Ferdydurke swój palec, źle postawiony przecinek, niedokładną datę – jako symbole fałszerstw niedoświadczonych młodzianów, niedouczonych doktorów.Po trzecie, już fakt, że obaj autorzy są pracownikami IPN, dla wielu będzie wystarczającym powodem odrzucenia ich rewelacji. Powszechnie bowiem w środowiskach antylustracyjnych uznaje się prace wypływające z tej instytucji za a priori fałszywe. Oczywiście nie te, które bardzo rzetelnie relacjonowały tragedie w Jedwabnem czy w Kielcach, ale te, które opisują represje komunistyczne po 1945 roku.

Podział na historyków i historyków z IPN ma mieć podobny cel, jak istniejący w latach 90. podział na publicystów i publicystów prawicowych. Tym celem jest automatyczna dyskredytacja tych prawicowych i wepchnięcie ich w niszę mniej czy bardziej szkodliwych maniaków owładniętych nienawiścią.

Po czwarte, całą akcję przedstawiać się będzie jako ośmieszającą nas w oczach Zachodu. Opisanie Lecha Wałęsy jako osoby mającej epizod współpracy z SB będzie przedstawiane jako zupełna kompromitacja w opinii międzynarodowej. Nasz noblista jest bowiem kapitałem narodowym, jedynym żyjącym Polakiem rozpoznawanym na świecie i na jego obrazie nie może się znaleźć żadna rysa, bo będzie to nas przedstawiać w fatalnym świetle.Od lat można obserwować tego typu rozumowanie i aż dziw bierze, że jego wyznawcy nie odnajdują się w postaciach „Żeglarza” Jerzego Szaniawskiego. W sztuce tej obywatele małej mieściny przygotowują się do obchodów 50. rocznicy śmierci legendarnego bohatera, kapitana Nuta. Jednak miejscowy historyk Jan odkrywa, że Nut wcale nie był bohaterem, lecz zapijaczonym tchórzem. Nic to wszakże nie zmienia w nastawieniu tych, którzy przygotowują uroczystość. Potrzeba mitu jest tak ogromna, strach przed konsekwencjami tak dojmujący, „odpowiedzialność” za zgorszenie maluczkich tak przemożna, że nikt nie decyduje się na ujawnienie prawdy.

Pomnik Nuta zostaje odsłonięty, a historyk Jan zdejmuje przed nim czapkę. Całe szczęście, że dzisiaj mamy sporo inaczej zachowujących się historyków. Ale kapitan Nut i jego wierni przyboczni wciąż są tacy sami.

Reakcja na niewydaną wciąż książkę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka jest symptomatyczna. I typowa dla środowiska antylustracyjnego. W dyskusji nad nową publikacją IPN pobrzmiewają te same epitety i klisze, które towarzyszyły dotychczasowej debacie na temat lustracji.

Po pierwsze, odmawia się moralnego prawa pragnącym ujawnić prawdę. Dla Władysława Frasyniuka to hołota, którą należy bić po twarzy, a nie zapraszać do udziału w dyskusji. Monika Olejnik retorycznie pyta w „Dzienniku”, czy Cenckiewcz i Gontarczyk są tchórzami. Tylko pyta, tak samo jak Andrzej Lepper polityków SLD i PO o to, czy brali łapówki i spotykali się z mafiosami. Schopenhauer doradzał w „Erystyce” używanie argumentów ad personam dopiero na końcu dyskusji, gdy już zupełnie zabraknie innych środków przekonywania. W Polsce od tego zaczynamy.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?