Polityka uważanego za czołowego rasistę Francji i imigranta z Kamerunu połączyła niechęć do Żydów.
– Tak, jestem ojcem chrzestnym córeczki Dieudonne. Choć się od siebie różnimy, jesteśmy prześladowani za poglądy. To nas zbliżyło – tłumaczył Le Pen po uroczystości, która odbyła się w kościele Saint-Eloi w Bordeaux.
Nić sympatii między – zdawałoby się – tak różnymi osobowościami zawiązała się przed wyborami prezydenckimi w 2007 roku. Wówczas Dieudonne poparł kampanię Frontu Narodowego i zaczął występować na wiecach partii Le Pena. Dieudonne szokował zresztą już dawniej. Bo choć 42-letni czarnoskóry komik walczył niegdyś z rasizmem i nietolerancją, kilka lat temu zmienił front i dziś we Francji uważany jest za czołowego antysemitę. Wprawdzie jest katolikiem, ale solidaryzując się z prześladowanymi – jak tłumaczy – przez Izraelczyków Palestyńczykami, nosi brodę jak muzułmanin. Organizuje też głośne manifestacje przeciwko „dominacji Żydów w mediach” oraz pikiety poparcia dla prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadineżada.
W 2006 roku z telewizji publicznej zdjęto jego program, bo w jednym ze skeczów wystąpił przebrany za ortodoksyjnego żyda i podniósł rękę w hitlerowskim pozdrowieniu.
W tym samym roku sąd w Paryżu skazał go na zapłacenie grzywny w wysokości 5 tysięcy euro za porównanie Żydów do handlarzy niewolników. Le Pen ma na koncie podobne osiągnięcia. W 1996 roku został skazany za stwierdzenie, że komory gazowe to była „drobnostka”. Zdaniem ekspertów to, że lider skrajnej prawicy został ojcem chrzestnym córki czarnego komika, jest zręcznym chwytem marketingowym, który służy obojgu. Za tydzień startuje nowy spektakl Dieudonne, a Le Pen przygotowuje już kampanię do wyborów samorządowych. Ostatnie badania opinii publicznej pokazują, że strategia ta jest skuteczna.