Prezydent powinien jak najszybciej powołać Radę Bezpieczeństwa Narodowego w nowym składzie. To konieczne w sytuacji, gdy wzrasta zagrożenie z zewnątrz, a równocześnie w Polsce trwa wewnętrzny konflikt polityczny koordynację polityki państwa w dziedzinie bezpieczeństwa niemal uniemożliwiający. A teraz uzasadnienie.
W Polsce mamy do czynienia z polityczną wojną domową między rządem a prezydentem. Jej przyczyną jest to, że Donald Tusk, osoba zajmująca stanowisko prezesa Rady Ministrów, aspiruje do objęcia stanowiska prezydenta RP w wyniku wyborów w 2010 roku. W wojnie tej Donald Tusk, rząd i Platforma Obywatelska atakują, a prezydent Lech Kaczyński się broni.
Wojna prowadzona przez premiera Tuska z prezydentem Kaczyńskim ma charakter totalny, zarówno jeśli chodzi o narzędzia, jak i zakres. Wykorzystywany jest w niej rząd i ministerstwa jako instytucje państwowe, polami bitew są także te sfery, które tradycyjnie uważano za wyłączone z konfliktu politycznego lub też za obszary minimalizowanego konfliktu: polityka międzynarodowa, obronność i bezpieczeństwo Rzeczypospolitej.
Do oceny takiej uprawnia analiza zachowania rządu i Donalda Tuska w kwestiach dla bezpieczeństwa Polski kluczowych: negocjacji dotyczących tarczy antyrakietowej oraz reakcji na wojnę w Gruzji. Jeśli negocjacje zbliżają się ku szczęśliwemu finałowi, to dzieje się tak w wyniku okoliczności od rządu niezależnych: wywiadu ministra Witolda Waszczykowskiego dla „Newsweeka” oraz wojny w Gruzji.
Zbieg tych okoliczności sprawił, że dalsze „topienie” tarczy stało się dla wyborczych szans premiera Tuska zbyt kosztowne. Reakcja rządu na wojnę gruzińską była pod względem politycznym i koncepcyjnym żadna. Jedyne, na co zdobył się Donald Tusk, to groteskowe niekiedy próby zdezawuowania Lecha Kaczyńskiego.