Z szacunkiem, ale nie rytualnym

Czy opiniom, z którymi się nie zgadzamy – czasem bardzo energicznie – należy się szacunek? Czy niezgoda musi oznaczać moralne potępienie odmiennych stanowisk w dyskursie publicznym? – zastanawia się filozof i publicysta

Publikacja: 09.09.2008 04:54

Red

W polskiej debacie publicznej niezgoda z czyimiś poglądami najczęściej oznacza również ich moralne potępienie. Gdy nie zgadzamy się z innymi na tematy, stanowiące przedmiot publicznego sporu, zazwyczaj odsądzamy ich od czci i wiary. Przykładów można podać bez liku, a niedawny spór na temat polityki zagranicznej dostarcza ciekawego materiału do przemyśleń. Problem jest jednak bardziej generalny: życie polityczne codziennie dostarcza okazji do ostrych polemik i kontrowersji. Dyskurs demokratyczny wymaga, by – poza wyjątkowymi przypadkami – naszym oponentom przyznawać domniemanie dobrych intencji. Bo demokracja to nie tylko instytucje i procedury, ale także – a może przede wszystkim – określona kultura polityczna. A jej główną sceną jest debata nad sprawami publicznymi.

Mogę nie zgadzać się z kimś, bo uważam, że ma odmienne ode mnie wartości. Nie chcę mu swoich racji narzucić i nie godzę się, by narzucał mi swoje

Nie chodzi mi przy tym – pragnę podkreślić to bardzo wyraźnie – o kulturę wypowiedzi, a więc o kindersztubę: o nieużywanie tzw. wyrazów, o spokój i kurtuazję w odzywaniu się do oponentów. To zapewne też jest ważne, ale nie stanowi o „szacunku”, który mam na myśli. Chodzi o coś bardziej fundamentalnego niż maniery i sposób wypowiadania się. Chodzi o rozróżnienie między uznaniem poglądów, z którymi się nie zgadzamy, za prawowitą i dopuszczalną część publicznego dyskursu a uznaniem ich za patologię, którą należy wyplenić.

Kluczowa jest tu kategoria „szacunku”. Co to znaczy, że czyjeś poglądy szanujemy, chociaż ich nie podzielamy? Czy nie jest to wewnętrzna sprzeczność?

Swego czasu w swoim blogu politycznym napisałem pod adresem jednego z komentatorów: „Bardzo dziękuję za pani uwagi, które szanuję, ale z którymi się nie zgadzam”. W odpowiedzi inny komentator napisał: „To jakiś bełkot, nieprawdaż? Na czym niby ma polegać to szanowanie poglądów, z którymi się pan nie zgadza? Nie zgadzając się z poglądami, automatycznie przestaje je pan szanować”.

Ta uwaga długo mnie dręczyła, bo myślę, że – nieświadomie zapewne – autor zawarł w niej istotę tego, co w polskim dyskursie publicznym jest tak niepokojące. Na pierwszy rzut oka zdanie: „Nie zgadzając się z poglądami, automatycznie przestaje je pan szanować” brzmi zdroworozsądkowo.

Blogosfera (i chwała jej za to) jest medium szczególnie wyczulonym na wszelkie przejawy hipokryzji, rytualnych komplementów i nieszczerości, a takie „nie zgadzam się, ale szanuję” wygląda właśnie jak taka rytualna hipokryzja.

Nie przeczę, że czasem formuła „Nie zgadzam się, ale szanuję” może być właśnie przejawem takiej dwulicowości. Ale czasem nie. Bowiem nasza niezgoda na czyjeś poglądy może mieć dwojaki charakter:

1. Nie zgadzamy się, ale mamy szacunek do poglądów, których nie podzielamy.

2. Nie zgadzamy się i nie szanujemy tych poglądów.

Przejrzystość dyskursu publicznego wymaga jasnego oddzielenia tych kategorii, a zdrowie życia publicznego zależy od tego, by jak najwięcej było niezgody kategorii numer 1, a jak najmniej – kategorii numer 2.

Głównym problemem jest, oczywiście, zrozumienie, jak kategoria nr 1 jest w ogóle możliwa. Czy „szacunek” towarzyszący naszej niezgodzie na czyjeś poglądy nie jest czymś pustym, bez treści, takim rytuałem lub hipokryzją, jak sądził zacytowany przeze mnie przed chwilą komentator?

Otóż nie. Mogę nie zgadzać się z kimś, bo uważam, że ma odmienne ode mnie wartości. Nie uważam, że są gorsze – są po prostu inne. Nie chcę mu swoich racji narzucić i nie godzę się, by narzucał mi swoje. Godzę się z tym, że pluralizm (etyczny, światopoglądowy etc.) w społeczeństwie jest cechą trwałą, permanentną i może nawet dobrą, a nie czymś pożałowania godnym, świadczącym o tym, że niektórzy jeszcze nie dorośli do prawdziwej moralności, nie przejrzeli na oczy i nie odkryli jedynej prawdy. Wtedy odmiennym poglądom na sprawy publiczne, generowanym przez odmienne wartości, należy się ode mnie szacunek. Ale oczywiście, w ramach demokratycznych procedur, będę wyrażał swoją niezgodę.

Mogę także się nie zgadzać, bo uważam, że mój oponent dokonał niewłaściwego rachunku kosztów i strat dotyczących jakiegoś publicznego przedsięwzięcia. Używając trywialnego raczej przykładu: on jest za budową Muzeum Sztuki Nowoczesnej, ja – za budową nowego stadionu, a na jedno i drugie nie ma pieniędzy. Głosujemy więc odmiennie i niech procedury demokratyczne zadecydują – ale szanuję jego wybór, choć chcę, by mój przeważył.

Takich przykładów można podać dużo więcej, ale naprawdę ważne jest określenie cech niezgody należącej do kategorii numer 2. Kiedy poglądom, z którymi się nie zgadzamy, powinniśmy odmówić szacunku?

Wydaje mi się, że formuła jest prosta, choć jej wprowadzenie w życie wcale nie jest łatwe. Otóż, nie mamy żadnego powodu, by żywić szacunek do naszych oponentów w jakimś sporze, gdy mamy prawo uważać (oczywiście z własnej perspektywy, a możemy się mylić), że za ich poglądami stoi postawa moralnie odrażająca. Innymi słowy – gdy poglądy te dadzą się utrzymać tylko pod warunkiem wcześniejszego przyjęcia postawy (poglądu, opinii) haniebnej, moralnie odrażającej.

Oto kilka przykładów. Nie mam żadnego powodu odczuwania szacunku dla moich adwersarzy w sporze ideowym, jeśli mogę zasadnie uważać, że za ich poglądem stoi:

1. Uogólniona wrogość do jakiejś grupy społecznej, oparta na czystej niechęci lub stereotypach: rasizm (np. antysemityzm, wrogość do Murzynów), homofobia, stereotyp o intelektualnej lub moralnej inności kobiet itp.

2. Wrogość religijna: generalna niechęć do innej religii albo do religii jako takiej albo do braku religijności.

3. Autentyczny błąd empiryczny dający się zweryfikować, którego jednak dana osoba nie chce porzucić, gdyż uzasadnia to jej opinię (np. przekonanie o 200 tysiącach urzędników unijnych uzasadniające niechęć do UE; wiara w to, że plemniki przedostają się przez prezerwatywę statystycznie często, uzasadniająca niechęć do dostępności antykoncepcji itp.).

4. Chęć narzucenia wszystkim systemu opresywnego, nieszanującego ludzkiej wolności, wykraczającego w despotycznych zapędach poza te ograniczenia ludzkiej wolności, które podyktowane są ochroną innych ludzi albo dobra publicznego.

To tylko przykłady. Inni podadzą inne, jeszcze inni zapewne wyrażą zdziwienie niektórymi moimi przykładami. A cóż złego w nielubieniu Murzynów, Żydów albo muzułmanów? – zapytają i sypną przykładami leniwych Afrykańczyków, chciwych żydowskich bankierów lub groźnych islamskich terrorystów.

W ten sposób, mam nadzieję, dostarczą dodatkowych przykładów postaw, którym szacunek raczej się nie należy.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?