Zobaczyłem ich z bliska pierwszy raz 26 listopada 2004 roku podczas zawodów PŚ w Kuusamo. Adam Małysz skakał wtedy bez błysku, można więc było przenieść zainteresowanie na znaną wówczas nielicznym dziewczynę z Kasiny Wielkiej, która w biegu na 10 km była 17.
Kontenery biegowe stały poza stadionem, nikt ich nie strzegł, jednak niewielu miało ochotę, żeby tam iść po śnieżnych wertepach i zapukać do drzwi z napisem POL. Poszedłem i zapukałem.
Widok za drzwiami był następujący: pod ścianą siedziała na podłodze, ciężko dysząc, chmurna i spocona biegaczka, na stojakach leżała para nart, nad którą z żelazkiem w dłoni uwijał się szczupły mężczyzna w masce na twarzy. Gdy usłyszał, że proszę o chwilę rozmowy, rzekł: – Teraz jest zbyt zmęczona, żeby gadać, niech pan poczeka. Dojrzawszy moje lekkie zakłopotanie (w baraku było ciasno, ale ciepło, na dworze trzaskał fiński mróz), dodał: – Tam gdzieś jest krzesło.
Ponieważ Justyna nie odzyskiwała mowy, zapytałem dla pewności:
– Pan Wierietielny? Trener potaknął i dalej z uwagą wcierał smar w ślizgi. Zadałem więc kolejne pytanie: – A ta maska to dlaczego? – Opary smarów są bardzo groźne dla zdrowia, zwłaszcza szkodzą męskiej płodności – rzucił krótko pan Aleksander z rozbawieniem widocznym przez chwilę w oczach.