Dopuściło się go sześcioro członków Greenpeace, najsłynniejszej chyba organizacji ekologicznej na świecie, którzy zostali oskarżeni o zdemolowanie elektrowni w Kingsnorth. Działacze ekologiczni bronili się, twierdząc, że ich „akcja” miała na celu wstrzymanie produkcji energii elektrycznej z węgla, która prowadzi do globalnego ocieplenia. Ogromną rolę odegrał James Hansen, doradca amerykańskiego polityka demokratycznego Ala Gore’a, klimatolog z NASA i wykładowca uniwersytecki. Dziennik „The Times” umieścił go na liście 100 najbardziej wpływowych osób świata. Uważany jest też za czołowego naukowca proeko. Hansen, powołany przez obronę na świadka, stwierdził, że wandale są usprawiedliwieni, ponieważ realizowali „natychmiastową potrzebę ochrony” świata przed tragicznymi skutkami globalnego ocieplenia – donosi „National Review”. I sąd podzielił ten pogląd.

Rzecz w tym, że samo istnienie zjawiska globalnego ocieplenia jest przedmiotem kontrowersji wśród naukowców. Ostatnio sceptycyzm wobec tego faktu wyrazili choćby fizycy z prestiżowej amerykańskiej organizacji Physics and Society Forum. Od działań Greenpeace i Hansena odciął się też Sierra Club, jedna z największych organizacji ekologicznych do niedawna ściśle współpracująca z Greenpeace. Meteorolog z NASA Anthony Watts wezwał zaś Hansena do ustąpienia ze stanowiska, ponieważ – jak stwierdził – „pogwałcił kodeks etyczny NASA” i „nadużył swojej pozycji”.

Decyzja sądu wywołała oburzenie brytyjskich przemysłowców, którzy obawiają się, że otwiera ona drzwi kolejnym aktom wandalizmu. Wyrok nie podoba się też specjaliście polskiego prawa karnego prof. Piotrowi Kruszyńskiemu z Uniwersytetu Warszawskiego. – To absurd i idiotyzm – mówi. – Musimy jednak uwzględnić specyfikę sądownictwa anglosaskiego. Nie ma tam kodeksu karnego, a decyzji nie podejmuje zawodowy sąd, lecz przysięgli. Powoduje to, że wyroki są nieprzewidywalne – tłumaczy.