Pisząc artykuł o przywódcy Narodowej Demokracji, zatytułowałem go [link=http://www.rp.pl/artykul/302751.html]„Kto się wstydzi Romana Dmowskiego”[/link]. Odezwał się [link=http://www.trybuna.com.pl/n_show.php?code=2009051406]Krzysztof Lubczyński w „Trybunie”[/link], zawstydzony przywoływaniem postaci „guru polskiego antysemityzmu” przez gazetę, która - jego zdaniem - „pachnie norymberszczyzną” i „obsuwa się coraz bardziej w rejony, które jeszcze niedawno zajmowały tylko oszalałe antysemickie gadzinówki”.
Oszalał, jak mi się zdaje, ten, kto obraża pamięć współtwórcy Polski niepodległej, wybitnego męża stanu, twórcy koncepcji solidaryzmu narodowego, autora „Myśli nowoczesnego Polaka” i innych ważnych prac, którymi wychowywał całe pokolenia naszych ojców i dziadów. Pokolenia, które w najtrudniejszych chwilach wzorowo zdały egzamin z patriotyzmu, bo i one - za Dmowskim - marzyły o Silnej Polsce w Europie Narodów.
Piszący te słowa relatywizuje - jak uważa Lubczyński - antysemityzm Dmowskiego. Ani mi to w głowie, elementarna wiedza historyczna nakazywałaby jednak brać pod uwagę warunki społeczne i kulturowe, w jakich przyszło funkcjonować „wodzowi endecji”. A wtedy może nie musielibyśmy czytać o tym, że u takiego, na przykład, Jerzego Giedroycia czy Stanisława Cata Mackiewicza „antysemickie uwagi były epizodami, które nie pozostawiły śladów na ich wieloletniej, późniejszej działalności”, podczas gdy Dmowski był „antysemitą konsekwentnym i programowym przez większą część swojego życia”. Informuję niniejszym, że Roman Dmowski zmarł 2 stycznia 1939 roku. Nie miał szans zweryfikowania swoich poglądów po Holokauście.
Krzysztof Lubczyński łając mnie za każde słowo inkryminowanego artykułu, łaskawie pozwala mi „lubić” Romana Dmowskiego. „Lubienie” to chyba najmniej odpowiednie słowo. „Lubię” Dmowskiego jak tych nielicznych Polaków XX wieku, z których mam prawo być dumny. Niezależnie od jego antysemityzmu, którego - oczywiście - lepiej, żeby nie było. Ale taki był, co nie znaczy, bym miał wypierać się wizji Dmowskiego o odrodzonej Polsce, tak jak bliską memu sercu jest i będzie Polska Sienkiewicza, Reymonta, Żeromskiego, Dąbrowskiej. Ich wszystkich poprawnościowi popaprańcy też uznali za antysemitów.
A czy „Rzeczpospolita” „obsuwa się” czy nie, to już raczej nie zmartwienie gazety, która ma ten problem, że i „obsuwać” się nie ma z czego. A pachnie (?) tym samym, co zawsze.