[b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/05/17/kto-walesa-wojuje/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Gdy jednak wbrew dobrym radom wystartował wyborach prezydenckich 2000 roku, uzyskał 1,01% głosów, mniej nie tylko od Andrzeja Leppera, ale także od Janusza Korwina-Mikke. Wskaźnik zaufania sytuował go pomiędzy najmniej akceptowanymi osobami publicznymi.
Jako trup polityczny wydawał się łatwym wspólnikiem. I tak potraktowała go zarówno PO jak i establishment III RP. Znając jego wrogość do braci Kaczyńskich, PO uznała go za kolejną broń przeciw PiS-owi. Premier i jego świta dąć więc zaczęli w miechy historycznej wielkości Wałęsy, która, jakoby, przekładała się na jego kompetencje polityczne czytaj uwiarygodniała jego filipiki przeciw znienawidzonym Kaczorom i PiS-owi w całości. Establishment III RP pod wodzą "Wyborczej" natomiast zwietrzył szansę jaką otwierała książka na temat historycznego przywódcy przywódcy Solidarności. Jego rzecznicy potraktowali ją jako pretekst do kolejnej batalii, która przywrócić miała im kontrolę nad przeszłością. Chodziło o rozprawienie się z IPN-em, a więc zamknięcie dostępu do archiwów historii najnowszej, co oznaczałoby powrót do monopolu wiedzy na ten temat dla establishmentu III RP, a więc dowolne kreowanie hierarchii społecznej. Gruntem dla tych wydarzeń było szersze zainteresowanie najnowszą historią, którą społeczeństwo polskie odzyskiwać zaczęło naprawdę dopiero od kilku lat. Kiedy więc wreszcie dogadaliśmy się, że Solidarność jest naszym największym dobrem historycznym, PO i Salon ogłosiły, że Solidarność i Wałęsa to jedno, a próby przyjrzenia się jego biografii to zamach na naszą narodową świętość. Agenturalny epizod Wałęsy miał być przyczyną zablokowania lustracji i likwidacji IPN-u, który bezwstydnie dokumenty historyczne udostępniał.
Nie chce mi się już tego pisać, ale muszę, niestety, raz jeszcze zaznaczyć, że epizod ten nie odbiera Wałęsie ogromnej i w sumie pozytywnej roli jaką w historii Polski odegrał. Tym bardziej, wręcz nakazuje nam to jej bezstronne badanie. Ale tak jak niemądra jest redukcja Wałęsy do roli Bolka, tak bezsensowne jest rzutowanie jego historycznych zasług na jego postawę i działanie w III RP, których nie sposób określić inaczej niż jako katastrofę. Tak naprawdę zresztą ogół Polaków potrafi to rozdzielić, co wskazywały badania socjologiczne. Perwersyjna teza, że chęć poznania całej prawdy na temat przywódcy sierpnia oznacza próbę jego kompromitacji, oznacza przecież, że Wałęsy nie sposób obronić. No i, dodać trzeba, że najwięcej wątpliwości co do Wałęsy prowokuje Wałęsa właśnie.
Wszystkie te okoliczności, a przede wszystkim przewaga medialna III RP i polityczna PO doprowadziły do reaktywacji Wałęsy. Uznany został za narodowego mędrca, który za nas ma oddawać się refleksjom w Brukseli. W sondażach stał się najbardziej wiarygodny, a towarzysząca mu fala bałwochwalczych zachwytów przekroczyła jakiekolwiek granice przyzwoitości. I odrodził się Wałęsa taki jak zawsze. Skoncentrowany na sobie, bez poczucia lojalności, przebiegły i zachłanny. Naiwna jest wiara, że Wałęsę da się wpisać w jakiekolwiek trwalsze sojusze.