We wtorkowym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” minister w rządzie RP Rafał Grupiński po raz kolejny zaatakował Jacka Bromskiego i mnie, określając nas jako blokujących zmiany w mediach i oszukujących nieświadomych brudnej gry artystów. Właściwie taki atak to komplement, bo świadczy o bezradnej wściekłości polityka odpowiedzialnego w partii za propagandę, który nagle się zorientował, że coś przegapił i czegoś nie docenił.
To coś to wolność mediów i realne poglądy większości środowisk kultury, dla których sama kultura jest ważniejsza od interesów każdej partii, nawet Platformy.
[srodtytul]Co wpływa źle na pamięć[/srodtytul]
Minister Rafał Grupiński zgodnie ze starą, dobrą tradycją Gomułki postanowił oddzielić zdrowy trzon od wichrzycieli. Ale ośmiesza się kompletnie, gdy z Agnieszki Holland, współpracowniczki Andrzeja Wajdy, autorki scenariusza „Bez znieczulenia” i współautorki scenariusza „Dantona” oraz reżyserki „Gorączki” i „Zabić księdza”, czyni nieświadomą reguł rządzących polityką naiwną artystkę manipulowaną przez złowrogich producentów. Myślę, że minister Grupiński po prostu zapomniał, że gdy w okresie swej młodości w latach 70. pracował jako bibliotekarz, na filmach Agnieszki Holland uczył się, czym jest polityka.
Ponieważ Grupiński był najwyraźniej przekonany, że kultura nie ma żadnych dywizji, a miłość inteligencji do Platformy jest dana raz na zawsze, teraz, gdy ten obraz okazał się iluzją, musi znaleźć winnych. Przecież ważny minister nie może się przyznać do pomyłki, zwłaszcza że nigdy nie uznał za stosowne przekazać swemu szefowi Donaldowi Tuskowi, iż środowiska twórcze planują własną ustawę medialną, rzeczywiście odpolityczniającą media publiczne. By pokryć swoje błędy, sięga po insynuacje, a ponieważ rozeznanie ma marne, to i insynuacje trafiają kulą w płot.