Niemiecka Polonia nie wyparowała

W Niemczech żyje około 2 mln obywateli polskiego pochodzenia. Mogłaby to być siła polityczna w wyborczych układach stanowiąca języczek u wagi – pisze publicysta

Publikacja: 03.09.2009 01:56

Niemiecka Polonia nie wyparowała

Foto: Forum

Po apelu organizacji polonijnych o uchylenie hitlerowskiego rozporządzenia, które w 1940 r. zlikwidowało polską mniejszość w III Rzeszy, kanclerz Merkel ma z niemieckiego punktu widzenia twardy orzech do zgryzienia: nie uchyli – źle, uchyli – jeszcze gorzej.

[srodtytul]Pieniądze i polityka[/srodtytul]

Nie ulega jednak wątpliwości, że w państwie demokratycznym, jakim jest dzisiejsza RFN, rozporządzenie feldmarszałka Hermanna Göringa jest nie do przyjęcia i wymaga anulowania. Nie byłby to precedens. Dopiero w ubiegłym roku uniewinniono człowieka straconego przez nazistów 75 lat temu za rzekome podpalenie Reichstagu, na tej samej zasadzie unieważnia się wyroki wydane na dezerterów z Wehrmachtu. Przez odrzucenie apelu Polonusów kanclerz naraziłaby się na oskarżenie o podwójną moralność i pośrednie akceptowanie rasistowskich aktów prawnych. Uchylenie rozporządzenia likwidującego polską mniejszość rodzi natomiast pytanie o skutki formalnoprawne. I tu zaczyna się problem.

Logicznie rzecz biorąc, w przypadku kasacji rozporządzenia Polacy w RFN powinni odzyskać przywilej nadany w 1922 r. Ale Niemcy nie palą się do tego, o czym świadczy wymuszenie przez negocjatorów kanclerza Helmuta Kohla zapisu w traktacie dobrosąsiedzkim z 1991 r., który wyszczególnia mniejszość niemiecką w Polsce oraz obywateli RFN polskiego pochodzenia. To wbrew pozorom fundamentalna różnica i nie chodzi tylko o pieniądze. Mniejszości niemieckiej w naszym kraju nie obowiązuje próg wyborczy i ma swych przedstawicieli w polskim parlamencie. Polacy w Niemczech – nie. Niemcy mogą korzystać z obligatoryjnego wsparcia państwa w pielęgnowaniu języka i tradycji, Polacy mogą o to prosić, ale – jak pokazało życie – z marnym skutkiem.

Po odzyskaniu prawa mniejszości Polacy mogliby nie tylko żądać pieniędzy na wspieranie działalności swych organizacji, ale także domagać się zwrotu majątków, od kapitału polskich banków poczynając, a na nieruchomościach kończąc. Od pieniędzy o wiele ważniejsza jest jednak inna kwestia. W RFN żyje około 2 mln obywateli polskiego pochodzenia. Nie wszyscy poczuwają się do związku ze starym krajem, ale – jakkolwiek by patrzeć – byłaby to siła polityczna, która w wyborczych układach mogłaby stanowić języczek u wagi. Na tej zasadzie funkcjonuje, bazuje i przyciska do muru kolejnych kanclerzy i partie Związek Wypędzonych o podobnej liczbie członków, których większość stanowią dzieci i wnuki wysiedleńców oraz imigranci ekonomiczni.

[srodtytul]Polak nie Turek[/srodtytul]

Argumentem strony niemieckiej, mającym przemawiać przeciw przywróceniu prawa mniejszości Polakom, ma być rzekomo fakt, że ci, których to dotyczyło, już nie żyją, że Polonusi w RFN nie są grupą etniczną, lecz powojennymi osiedleńcami z przyczyn politycznych i bytowych, że na tej samej zasadzie mogliby ubiegać się o prawa mniejszości Turcy w RFN.

Jest to jednak tylko pół prawdy i stosowanie dwóch miar. Legitymacje “wypędzonych” otrzymują potomkowie wysiedleńców urodzeni już w RFN, lecz między Odrą a Renem nikogo to nie dziwi. Co więcej, niemieckie dokumenty, w tym obywatelstwo, przyznawane są młodym obywatelom RP, którzy przyszli na świat w naszym kraju już po wojnie – potomstwu Niemców urodzonych przed wojną na byłych terenach III Rzeszy. Wychodzi więc na to, że przynależność do niemieckiej mniejszości narodowej i “wypędzenie” są dziedziczne.

Nawiasem mówiąc, dorośli obywatele RFN mogą mieć wyłącznie jedno obywatelstwo, a mimo to niemieckie konsulaty podjęły wydawanie młodym “mniejszościowcom” w Polsce niemieckich paszportów…

[wyimek]W państwie demokratycznym honorowanie rozporządzenia feldmarszałka Göringa likwidującego polską mniejszość jest nie do przyjęcia[/wyimek]

Posługiwanie się tureckim argumentem przeciw przywróceniu prawa mniejszości dla Polaków jest wręcz absurdalne. Po pierwsze Turcy nigdy go nie mieli, Polacy – tak, lecz zostali go pozbawieni przez nazistów. Po drugie Polacy stali się grupą etniczną w Niemczech już z chwilą dokonania pierwszego rozbioru naszego kraju przez Prusy w 1772 r. W późniejszym okresie migrowali po całej Rzeszy za pracą i chlebem i stąd wzięła się tak liczna Polonia w zachodniej Nadrenii, w Zagłębiu Ruhry itd.

W kwestii formalnej – Romowie i Sinti, którzy korzystają w RFN z przywilejów prawa mniejszości, przywędrowali z Półwyspu Indyjskiego. Po trzecie w RFN żyją dzieci i wnuki mniejszości polskiej, spadkobiercy praw odebranych ich rodzicom i dziadkom przez Göringa w 1940 r. Polonia w

III Rzeszy nie wyparowała jak kamfora. Liczyła 1,5 mln członków i miała nawet swych przedstawicieli w Reichstagu. Po czwarte do dziś istnieją w RFN polskie organizacje, jak powstała przed ponad stu laty Oświata czy 87-letni Związek Polaków w Niemczech, mające podstawy do stawiania mniejszościowych roszczeń.

[srodtytul]Kanclerz w klinczu[/srodtytul]

Z moralnego punktu widzenia uznanie apelu polskich organizacji w RFN o uchylenie rozporządzenia z czasu III Rzeszy krzywdzącego polską mniejszość nie budzi żadnych wątpliwości. Niemiecki klincz polega na prawnych i politycznych reperkusjach tego faktu. Co zrobi kanclerz Angela Merkel? Zapewne uchyli rozporządzenie, ale równocześnie będzie się starała utrzymać w mocy zapisy traktatu dobrosąsiedzkiego, który zamiast o polskiej mniejszości wspomina tylko o “osobach w RFN, posiadających niemieckie obywatelstwo, które są polskiego pochodzenia”. Tylko czy traktat może sankcjonować bezprawie? Na to pytanie muszą odpowiedzieć sobie nie tylko juryści, ale także politycy w naszym kraju.

[i]Autor jest publicystą “Wprost”[/i]

Po apelu organizacji polonijnych o uchylenie hitlerowskiego rozporządzenia, które w 1940 r. zlikwidowało polską mniejszość w III Rzeszy, kanclerz Merkel ma z niemieckiego punktu widzenia twardy orzech do zgryzienia: nie uchyli – źle, uchyli – jeszcze gorzej.

[srodtytul]Pieniądze i polityka[/srodtytul]

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?