Komunizm czy szowinizm?

Przyjeżdżając do Polski, Władimir Putin wykazał dobrą wolę. Teraz kolej na naszą dobrą wolę. Wystarczy trochę chęci wzajemnego zrozumienia, dobierania słów, by nie obrażały, polityki pojednania– pisze historyk idei

Aktualizacja: 22.09.2009 08:49 Publikacja: 21.09.2009 19:30

Andrzej de Lazari

Andrzej de Lazari

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Red

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/09/21/andrzej-de-lazari-komunizm-czy-szowinizm/" "target=_blank]Skomentuj[/link] [/b]

Słowa w polityce, a tym bardziej w dyplomacji, mają ogromne znaczenie, ale nie w naszej, polskiej. U nas liczy się „prawda". Każdy ma swoją i nieomal każdy w imię tej swojej „prawdy" gotów jest opluć, spotwarzyć, obrazić. Mało mamy dyplomatów w polityce.

[srodtytul]Kubeł wody na głowy doradców [/srodtytul]

Kto Lechowi Kaczyńskiemu wstawił do przemówienia na Westerplatte szowinizm jako przyczynę zbrodni katyńskiej? Czyj szowinizm? Gruzinów – Stalina i Berii? Ukraińców – Chruszczowa i Breżniewa? A może wcześniejszy nieco – Dzierżyńskiego i Mienżyńskiego? W młodości co prawda na podwórku dowcipkowaliśmy sobie, że Dzierżyński był największym patriotą polskim, bo najwięcej Rusków wymordował, jednak do głowy nikomu nie przyszło, by „beznarodowych" komunistów oskarżać o szowinizm rosyjski. Bo to przecież o nim zapewne myślał nasz prezydent?

Największym złem, czynionym stosunkom polsko-rosyjskim przez wielu naszych polityków i dziennikarzy wszelkiej partyjności, jest utożsamianie rosyjskości z komunizmem. Lech Kaczyński poszedł tu niestety jeszcze dalej. Mówiąc o zbrodni katyńskiej: „to nie komunizm, to szowinizm" – nieświadomie wybielił, usprawiedliwił komunizm, zrzucając pośrednio całą winę na Rosjan. To nieodpowiedzialne, moim zdaniem wręcz haniebne.

Czy naszego prezydenta krew nie zalewa, gdy ktoś na Zachodzie mówi o „polskich obozach koncentracyjnych" i oskarża nas o szowinizm i antysemityzm? A co Lech Kaczyński sam czyni? Najwięcej w sowieckich obozach koncentracyjnych zginęło Rosjan – miliony. I winien temu ma być ich szowinizm? Panie prezydencie – kubeł zimnej wody na głowy pana doradców. Nienawiść nie jest dobrym konsultantem.

Przeciwstawiając rosyjskość komunizmowi i oskarżając komunizm o zbrodnie ludobójstwa na wielu narodach (w tym na Rosjanach) i grupach społecznych (na wrogach klasowych), opowiadamy się po stronie rosyjskiej Cerkwi i takich Rosjan jak śp. Aleksander Sołżenicyn, który przez kilka dziesięcioleci walczył o to, by świat zachodni nie utożsamiał Rosji ze Związkiem Sowieckim, zyskujemy poparcie inteligencji rosyjskiej.

[srodtytul]Podwójne standardy moralne[/srodtytul]

Uświadommy sobie, że w ubiegłym roku część wielonarodowych mieszkańców Federacji Rosyjskiej (obywateli jest tam jeszcze bardzo mało) zdradziła Sołżenicyna, wybierając Stalina z Leninem w skład 12 „imion Rosji" mających być wzorcem osobowym na dziś i na jutro (na szczęście ostatecznie wygrał Aleksander Newski ze Stołypinem).

Świadomość mieszkańców Rosji jest bardzo daleka od naszej. Dla nas Napoleon jest bohaterem, a Hitler ze Stalinem bezdyskusyjnymi symbolami zła. Dla Rosjan Napoleon z Hitlerem są najeźdźcami, okupantami, Stalin zaś postacią niejednoznaczną, gdyż pomimo uczynionego zła, przede wszystkim samym Rosjanom, pokonał Hitlera. My Borysa Jelcyna postrzegamy jako polityka, który próbował wprowadzić Rosję do naszego kręgu cywilizacyjnego, dla Rosjan jest on symbolem anarchii, korupcji i przede wszystkim niszczenia państwa – jedynej instytucji i wartości, która jednoczy tę wielonarodową społeczność.

Nic więc dziwnego, że tak krytykowany przez nas Władimir Putin, któremu udało się odbudować państwo i ponownie uczynić z niego na arenie międzynarodowej „dzierżawę", mocarstwo, stał się dla nich bohaterem narodowym. I nasze oburzenie, i krytyka Putina psu na budę. Mój przyjaciel Moskal twierdzi nawet, że antyrosyjskie wypowiedzi Lecha Kaczyńskiego i innych polityków polskich tylko zwiększają poparcie dla Putina, Miedwiediewa i wyśmiewanej przez nas „suwerennej demokracji".

Rosjanie w swej świadomości są w obleganej twierdzy: pomysł tarczy antyrakietowej był przeciwko nim; NATO próbuje ich otoczyć, wpychając się na Ukrainę, do Gruzji i do innych byłych sowieckich republik; w krajach bałtyckich z byłych esesmanów czyni się patriotów i bohaterów. To samo na Ukrainie, gdzie banderowcy stali się bohaterami walczącymi przeciwko Moskalom; za gołodomor na Ukrainie również oskarżono nie komunizm, ale Moskali, zapominając, ilu Ukraińców było komunistami. My domagamy się od Putina przeprosin za zbrodnie komunistyczne, a odpuszczamy banderowcom rzeź wołyńską, gdzie wymordowano nie wrogów klasowych, ale wszystkich Polaków jak leci – kobiety, dzieci, starców, również Żydów, Rosjan, Ormian i Czechów. Podwójne standardy moralne i polityczne – mówią Rosjanie.

[srodtytul]Polska jako wróg się nie liczy [/srodtytul]

Czy w takiej sytuacji świadomościowej, mentalnościowej i politycznej są szanse na nasze porozumienie z Rosjanami? Oczywiście, że tak! Wystarczy trochę dobrej woli, chęci wzajemnego zrozumienia drugiej strony, dobierania słów, by nie obrażały, dyplomacji, polityki pojednania. Że taka postawa przynosi rezultaty, udowodniła już Polsko-Rosyjska Komisja do Spraw Trudnych, na czele której stoją były minister spraw zagranicznych RP prof. Adam Daniel Rotfeld i rektor Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych prof. Anatolij Torkunow.

Bardzo rzadko się zdarza, by polscy i rosyjscy uczeni nie byli w stanie porozumieć się co do faktów historycznych (także w sprawie Katynia) i wiemy już, że porozumienie Komisji jest i lada tydzień stanie się jawne. Problem pojawia się wtedy, gdy do pracy uczonych historyków zaczynają się wtrącać „służby" i politycy ze swoimi uprzedzeniami, potrzebami wizerunkowymi wobec podpuszczanego elektoratu, wrogami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Bo polityk, w odróżnieniu od uczonego, w krajach, którym daleko jeszcze do rzeczywistości obywatelskiej, musi mieć wroga – najlepiej i wewnętrznego, i zewnętrznego.

Wróg jednoczy. Polscy „narodowi" politycy w zasadzie nie mają wyboru – Rosja jest jedynym możliwym wrogiem zewnętrznym, liberalizm zaś wewnętrznym. Politycy rosyjscy mają zdecydowanie większy wybór, ale są bardziej poprawni politycznie i oficjalnie ich wrogiem wewnętrznym i zewnętrznym jest terroryzm. Polska jako wróg się nie liczy! Polska nie jest dzisiaj problemem rosyjskim.

Problemem są Chiny i coraz więcej Chińczyków na Syberii, problemem jest NATO coraz bardziej przybliżające się do granic Rosji. Problemem jest wielonarodowość i wielokonfesjonalność państwa, które nie ma jeszcze obywateli, jedynie zaś mieszkańców pozbawionych świadomości prawnej i potrafiących ze sobą zgodnie współistnieć jedynie pod silną, autorytarną, samodzierżawną władzą – trochę ze strachu, trochę z szacunku (Rosjanie przecież zawsze do boju szli z hasłem „Bóg, Car, Ojczyzna"; w czasach sowieckich: „Za Rodinu, za Stalina!").

[srodtytul]Uśmiech Stalina i Berii [/srodtytul]

Dlatego dyskutowane w Polsce pytanie, czy należało zapraszać Putina na Westerplatte, pozbawione jest dla naszej polityki zagranicznej i dyplomacji jakiegokolwiek sensu. Pytanie sensowne brzmi: Dlaczego Putin przyjechał? Przecież nie musiał. Przecież u swoich wizerunkowo nic by nie stracił, gdyby nie przyjechał (ma nieustające poparcie około 80 procent wielonarodowego elektoratu; Jelcyn pod koniec swych rządów miał zaledwie 2 procent), a nie wierzę, by nie spodziewał się kuksańca od naszego prezydenta. I dostał go.

Po co mu to było? Masochista? Nie przyjechał przecież się kajać za zbrodnie komunistyczne i nigdy tego nie zrobi. Fakty potwierdził. Nie wszystkie zinterpretował po naszej myśli, ale dobrą wolę wykazał. Teraz kolej na naszą dobrą wolę.

Na początek zgódźmy się, że mord w Katyniu był komunistyczną, sowiecką lub stalinowską zbrodnią wojenną, która miała znamiona ludobójstwa i że w lesie katyńskim leżą również tysiące Rosjan. O jakim szowinizmie tu może być mowa, wie tylko Lech Kaczyński i lepiej niech zostawi to dla siebie.

PS Niestety – 17 września Lech Kaczyński ukonkretnił swoją „prawdę": „Mord Katyński był aktem wielkoruskiego szowinizmu". Stalin z Berią przyjaźnie uśmiechnęli się do naszego prezydenta...

[i]Autor jest sowietologiem, rusycystą, historykiem filozofii i idei, profesorem na Uniwersytecie Łódzkim[/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/09/21/andrzej-de-lazari-komunizm-czy-szowinizm/" "target=_blank]Skomentuj[/link] [/b]

Słowa w polityce, a tym bardziej w dyplomacji, mają ogromne znaczenie, ale nie w naszej, polskiej. U nas liczy się „prawda". Każdy ma swoją i nieomal każdy w imię tej swojej „prawdy" gotów jest opluć, spotwarzyć, obrazić. Mało mamy dyplomatów w polityce.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: W sprawie immunitetu Kaczyńskiego rację ma Hołownia, a nie Tusk
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Demokracja w czasie wojny. Jak rumuński sąd podważa wiarygodność Zachodu
Opinie polityczno - społeczne
Franciszek Rzońca: Polska polityka wymaga poważnych zmian. Jak uratować demokrację nad Wisłą?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Czy Elon Musk stanie się amerykańskim Antonim Macierewiczem?
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?