Dziesięć kłamstw Eriki Steinbach

W RFN wygnanie przechodzi z pokolenia na pokolenie i wszystkich krewnych. Gdy liczba członków Związku Wypędzonych spadła do pół miliona, zaczęto przyjmować urodzone w RFN potomstwo wysiedleńców oraz imigrantów z ostatnich lat – pisze publicysta

Publikacja: 16.12.2009 16:37

Erica Steinbach

Erica Steinbach

Foto: AFP

Lepiej być nie może: w niemieckich mediach nie ma dnia bez Eriki Steinbach. Dzienniki, tygodniki, radio i telewizja spekulują, czym kanclerz Angela Merkel kupi szefową Związku Wypędzonych, aby ta nie rozbijała koalicji rządowej i łaskawie wycofała swą kandydaturę do rady muzeum wysiedleń. Ani rządowa posada, ani dofinansowanie BdV i dodatkowe miejsce w fundacji Ucieczka, wypędzenie i pojednanie nie są w stanie skłonić jej do rezygnacji z tego zamiaru.

Steinbach uskrzydlają niemieckie media, w których bryluje w roli gołębicy z listkiem laurowym w dziobie, oddanej sprawie zbliżenia Niemców z Polakami. Czy komentatorom – od bulwarowego „Bilda” po telewizję publiczną – nie chce się sięgnąć do archiwów, czy też świadomie uczestniczą w kreacji wizerunku szefowej BdV, opartego na kłamstwach i obłudzie?

[srodtytul] Kłamstwo pierwsze – życiorys wypędzonej[/srodtytul]

Erika Steinbach z uporem wpisuje się w szeregi wypędzonych. Nawet w informatorze Bundestagu podaje, że urodziła się 25 lipca 1943 r. w „Rahmel/Westpreussen”, skąd ponoć wygnano ją w bydlęcym wagonie.

Półtoraroczne wówczas dziecko zawodzi pamięć: przyszła na świat w podbitej Rumi, należącej przed wojną do Polski, w domu przy ul. Sobieskiego nazwanej Hitler Strasse. Jej matka przybyła tam z Bremy, ojciec, sierżant Luftwaffe – z Hanau niedaleko Frankfurtu nad Menem.

Matka uciekła z córkami do Szlezwika-Holsztynu w styczniu 1945 r., czyli trzy miesiące przed wkroczeniem do Rumi żołnierzy rosyjskich i polskich.

[srodtytul]Kłamstwo drugie – wygnanie… ze Śląska[/srodtytul]

Szefowa BdV chętnie powołuje się na śląskie koneksje ojca Wilhelma Hermanna.

W RFN wygnanie przechodzi z pokolenia na pokolenie i wszystkich krewnych. Steinbach odkryła to w 1994 r., gdy wstąpiła do Związku Wypędzonych na takich samych zasadach jak inni figuranci – gdy liczba członków BdV spadła do pół miliona, zaczęto przyjmować urodzone w RFN potomstwo wysiedleńców oraz imigrantów z ostatnich lat.

Jest to sprzeczne nawet z zapisem stosownej ustawy, która brzmi: „Wypędzonym jest ten, kto jako niemiecki obywatel (…) miał miejsce zamieszkania na niemieckich terenach wschodnich pozostających dawniej pod obcą administracją lub terenach poza granicami Rzeszy według stanu terytorium z 31 grudnia 1937 r. i stracił je w związku z wydarzeniami II wojny światowej wskutek wypędzenia, w szczególności przez wydalenie lub ucieczkę”.

[wyimek]Deputowana Steinbach głosowała przeciw traktatowi o nienaruszalności istniejących granic. Tę samą pozycję podtrzymuje BdV [/wyimek]

Obejmująca szefostwo w BDV w 1998 r. Steinbach gwarantowała ciągłość rewindykacyjnych dążeń związku. „Wypędzeni nigdy nie zrzekną się zwrotu własności i odszkodowań” – zapewniła.

„Frankfurter Rundschau” pisał wówczas: „Nawet frakcyjni koledzy kpią sobie z »Lady Stalowy Hełm« czy »Maskotki prawicowców«. Jej często tendencyjne i wrogie obcokrajowcom wypowiedzi, skłonność do bagatelizowania niemieckiej historii z lat 1933 – 1945 i rewizjonistyczny stosunek do skutków wojny skłaniają niektórych polityków CDU do osądu, że kobiety tej nie można brać całkiem poważnie”.

[srodtytul] Kłamstwo trzecie – apolityczność BdV[/srodtytul]

Jak podkreśla Steinbach, jej związek liczący 2 miliony członków zapewnia kilka procent głosów wyborczych. Wśród niemieckich polityków nie ma odważnych, którzy ucięliby manipulacje z dziedzicznym wypędzeniem i jątrzącą działalność tej quasi-partii.

„Nowe obawy Polaków przed Niemcami” – ostrzegał swego czasu „Stuttgarter Zeitung”. Dziennik zajął się listami wysyłanymi przez wysiedleńców za granicę. Zdaniem gazety wysyłkę inicjowały zrzeszenia wypędzonych. Sama Steinbach zapowiedziała walkę o „prawo do powrotu wypędzonych, ich dzieci i wnuków do utraconych ojczyzn, o odszkodowania dla wywłaszczonych oraz ukaranie gwałcicieli i morderców ciągle przebywających na wolności”.

Według „Kieler Nachrichten” wiele listów napisano na takich samych formularzach. Rozprowadzała je skrajnie prawicowa partia Bund für Gesamtdeutschland, której szef Horst Zaborowski szczycił się rozesłaniem ponad 40 tys. formularzy o zwrot majątków.

Pod naciskiem BdV Bundestag uchwalił rezolucję w sprawie nieprzedawnionej krzywdy wypędzonych, co skłoniło polski Sejm do stosownej riposty. Wysiedleńcy mają swe wpływowe grupy, zwłaszcza w chadeckich partiach CDU/CSU.

[srodtytul]Kłamstwo czwarte – uznanie istniejących granic[/srodtytul]

Po podpisaniu traktatu granicznego z Polską w 1990 roku 21 ziomkostw na zjeździe BdV w Berlinie uznało ten układ za „największą amputację w dziejach Niemiec” i odrzuciło akceptację istniejącego porządku w Europie. Herbert Hupka, przewodniczący ziomkostwa Ślązaków, przedstawił własne warunki nawiązania stosunków z Polską: rząd RFN powinien skorzystać z historycznej okazji wymuszenia ustępstw na rządzie RP – przyznania wypędzonym prawa do powrotu i oddania im byłej własności.

Gdy poseł CSU w Bundestagu Michael Glos zaapelował na zjeździe ziomków śląskich w Norymberdze o pojednanie z Polakami w duchu zawartych układów, jedna trzecia delegatów wyszła z sali. Ówczesny przewodniczący BdV Herbert Czaja zapewniał wypędzonych, że „traktat graniczny nie jest ostateczny”, i wysunął projekt utworzenia z zachodnich terenów Polski „autonomicznego obszaru pod kontrolą instytucji europejskich”.

Tygodnik „Die Zeit” skomentował te pomysły jako „próżne prezentacje odosobnionych cyrkowców w pustych namiotach”. Po Czai w BdV zmieniło się dwóch przewodniczących, ale nie zmieniły się ich postawy. Deputowana Steinbach głosowała przeciw traktatowi o nienaruszalności istniejących granic, tę samą pozycję podtrzymuje BdV pod jej kierownictwem, który do dziś nie zweryfikował ustaleń berlińskich.

[srodtytul]Kłamstwo piąte – wspieranie europejskiej integracji[/srodtytul]

Jak doniósł „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, na początku kadencji Steinbach w związku „rzecznik frakcji FDP w Bundestagu Max Stadler zarzucił przewodniczącej BdV, posłance CDU, że dezawuuje niemiecką politykę zagraniczną i chce przeciągnąć europejski proces jednoczenia”.

Steinbach naciskała, by rząd uzależnił przyjęcie nowych członków do UE od spełnienia jej dezyderatów. Złożyła m.in. w Bundestagu formalny wniosek o wymuszenie na aspirantach wypłaty odszkodowań dla niemieckich jeńców, pouczyła też m.in. polskie władze, jak „załatwić sprawy z przeszłości”: „Jeśli zwrot mienia jest niemożliwy, są tereny państwowe, które mogą zrekompensować wypędzonym straty”.

[srodtytul]Kłamstwo szóste – inicjatywa Pruskiego Powiernictwa[/srodtytul]

Gdy założyciel tej spółki komandytowej Rudi Pawelka usłyszał, że BdV odcina się od Pruskiego Powiernictwa, osłupiał ze zdumienia. Ów były szef policji, rajca i szef CDU w Leverkusen oraz szef Krajowego Związku Śląska niejednokrotnie powtarzał, że realizował cele „omawiane na zarządzie BdV”, a Steinbach „złożyła go na ołtarzu za polityczne poparcie dla jej centrum wypędzonych”.

Pawelka nie kłamał. Dość sięgnąć do wcześniejszych wystąpień przewodniczącej BdV dostarczanych na kartkach z logo związku politykom Bundestagu i dziennikarzom.

[srodtytul] Kłamstwo siódme – powszechne uznanie dla BdV[/srodtytul]

Krótko po ratyfikacji traktatów z Polską w Bundestagu rozległy się głosy o obcięcie dotacji dla związku. Poseł SPD Freimut Duve uznał, że każda marka wypłacana BdV jest „szyderstwem z polityki pojednania z Polską”. Wiceprzewodnicząca Bundestagu Antje Vollmer z Zielonych żądała zakończenia „wyjątkowego statusu” związku.

Dla ziomkostw Hans-Dietrich Genscher był „mięczakiem”, a prezydent Roman Herzog „zdrajcą”. Podobnie nazywany był komisarz do spraw rozszerzenia UE Günter Verheugen. Następca Genschera Klaus Kinkel określił postawę BdV jednym zdaniem: „kawałek sztuki z domu wariatów”. Forsowane przez Steinbach Centrum przeciw Wypędzeniom było dla ministra kultury w Urzędzie Kanclerskim Michaela Naumanna „chęcią archiwizacji roszczeń”.

Znany historyk Götz Aly w dyskusji z szefową BdV wypalił, że nie ma nic przeciw tej idei, pod warunkiem jej europeizacji i bez udziału organizacji wypędzonych. Nawet niektórzy wysiedleńcy dostrzegli robienie przez Steinbach na ich grzbietach kariery politycznej i domagali się w listach jej dymisji.

[srodtytul]Kłamstwo ósme – poparcie zagranicy[/srodtytul]

„Jedynie Polska ma obiekcje” – twierdzi Steinbach. Czyżby? Niemcy sudeccy przez kilka lat blokowali porozumienie niemiecko-czeskie, co pisarz i sygnatariusz Karty 77 Pavel Kohout ocenił w Berlinie jako „próby wygrania przegranej wojny”.

Wspierani przez przewodniczącą BdV sudeccy ziomkowie żądali anulowania dekretów wywłaszczeniowych i zwrotu majątków. Już po zawarciu układu z Niemcami Czesi nie zgodzili się na wejście szefa Niemców sudeckich Franza Neubauera do mieszanej Rady Koordynacyjnej. Przedostatni przewodniczący BdV Fritz Wittmann uznany został przez Rosję za persona non grata i nie dostał wizy wjazdowej na podróż do Królewca.

Steinbach nie drażni Rosji i ogranicza się do szczypania Polski i Czech. Jak stwierdziła, Czesi nie mają powodu do uprzedzeń wobec Niemców, bo za okupacji „prawie nie ucierpieli”. Ambasador Frantisek Cerny uznał tę wypowiedź za niebywały skandal.

Żywym dowodem uznania dla Steinbach miał być prof. Moshe Zimmermann z Uniwersytetu w Jerozolimie, zaproszony przez nią do organizacji wystawy o wypędzeniach. Naukowca wzburzyło zestawianie wysiedlenia Niemców z eksterminacją Żydów w obozach koncentracyjnych i zerwał współpracę. Jak napisał w liście, nie chciał „służyć za alibi” w przedsięwzięciu, do którego „zanikły w Izraelu resztki zaufania”.

[srodtytul]Kłamstwo dziewiąte – dystans do neonazistów[/srodtytul]

Według tygodnika „Der Spiegel” na 200 członków zarządu BdV jedna trzecia miała nazistowskie rodowody. Pierwszy przewodniczący Hans Krüger brał udział w puczu monachijskim, a w Chojnicach skazywał na śmierć Polaków za łamanie prawa okupacyjnego.

Steinbach broniła się przed lustracją życiorysów członków BdV, rzekomo z braku środków. Jak kpił „Die Zeit”, suma pieniędzy łożonych na związek jest większa od dotacji dla niemieckiej kinematografii.

Powiązania BdV z nazistami dotyczą nie tylko historii. Saksoński Związek Ślązaków i neonaziści z NPD organizowali wspólny przemarsz przez Drezno. Choć Paul Latussek już w 1995 r. znalazł się pod lupą Urzędu Ochrony Konstytucji, został zastępcą Steinbach i z ramienia BdV zasiadał w radzie przy MSW w Berlinie. Odszedł po procesie, w którym skazano go za podżeganie do nienawiści i tzw. kłamstwo oświęcimskie. Z tego samego powodu skreślono go w 2001 r. z listy wykładowców Uniwersytetu w Ilmenau.

Przykładami powiązań działaczy BdV ze skrajną prawicą i neonazistami można sypać jak z rękawa.

[srodtytul]Kłamstwo dziesiąte – pojednawczy ton wobec Polski[/srodtytul]

Gdy w Berlinie po raz pierwszy spotkały się prezydia naszych parlamentów, szefowa BdV oskarżyła polskie partie o szkalowanie jej i przyrównała je do ugrupowań neonazistowskich. Czy liczyła na zerwanie rozmów? Na apel posła Markusa Meckela (SPD), aby przeprosiła za tę „szkalującą wypowiedź”, zareagowała: „Nawet we śnie nie przyszłoby mi to do głowy”.

Chwilę później perorowała na antenie Deutschlandfunk, że przez klęskę Hitlera spełniły się „dawne życzenia Polaków o wypędzeniu Niemców”.

Rzecznik SPD w Bundestagu Gert Weisskirchen oskarżył Steinbach o „przesuwanie odpowiedzialności za zbrodnie (…) na Polaków, których obok Żydów naziści przeznaczyli do zagłady”. Prowokacje i aroganckie pasaże Steinbach można cytować bez końca.

Niedawno na internetowym forum telewizji ARD Steinbach powtórzyła wszystkie swe kłamstwa. Odnosząc się do ofert kanclerz Merkel, stwierdziła, że „nie da się kupić, bo chodzi o sprawę”. Tu akurat Steinbach kłamstwa zarzucić nie można: w potyczce Związku Wypędzonych z rządem RFN rzeczywiście „chodzi o sprawę”. Czyli, mówiąc po polsku – o coś więcej niż tylko o jej osobę…

[i] Autor jest publicystą „Wprost” akredytowanym w Berlinie[/i]

Lepiej być nie może: w niemieckich mediach nie ma dnia bez Eriki Steinbach. Dzienniki, tygodniki, radio i telewizja spekulują, czym kanclerz Angela Merkel kupi szefową Związku Wypędzonych, aby ta nie rozbijała koalicji rządowej i łaskawie wycofała swą kandydaturę do rady muzeum wysiedleń. Ani rządowa posada, ani dofinansowanie BdV i dodatkowe miejsce w fundacji Ucieczka, wypędzenie i pojednanie nie są w stanie skłonić jej do rezygnacji z tego zamiaru.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Po 20 latach w UE musimy nauczyć się budować koalicje
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Krótka ławka Lewicy
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem