[srodtytul]Kłamstwo ósme – poparcie zagranicy[/srodtytul]
„Jedynie Polska ma obiekcje” – twierdzi Steinbach. Czyżby? Niemcy sudeccy przez kilka lat blokowali porozumienie niemiecko-czeskie, co pisarz i sygnatariusz Karty 77 Pavel Kohout ocenił w Berlinie jako „próby wygrania przegranej wojny”.
Wspierani przez przewodniczącą BdV sudeccy ziomkowie żądali anulowania dekretów wywłaszczeniowych i zwrotu majątków. Już po zawarciu układu z Niemcami Czesi nie zgodzili się na wejście szefa Niemców sudeckich Franza Neubauera do mieszanej Rady Koordynacyjnej. Przedostatni przewodniczący BdV Fritz Wittmann uznany został przez Rosję za persona non grata i nie dostał wizy wjazdowej na podróż do Królewca.
Steinbach nie drażni Rosji i ogranicza się do szczypania Polski i Czech. Jak stwierdziła, Czesi nie mają powodu do uprzedzeń wobec Niemców, bo za okupacji „prawie nie ucierpieli”. Ambasador Frantisek Cerny uznał tę wypowiedź za niebywały skandal.
Żywym dowodem uznania dla Steinbach miał być prof. Moshe Zimmermann z Uniwersytetu w Jerozolimie, zaproszony przez nią do organizacji wystawy o wypędzeniach. Naukowca wzburzyło zestawianie wysiedlenia Niemców z eksterminacją Żydów w obozach koncentracyjnych i zerwał współpracę. Jak napisał w liście, nie chciał „służyć za alibi” w przedsięwzięciu, do którego „zanikły w Izraelu resztki zaufania”.
[srodtytul]Kłamstwo dziewiąte – dystans do neonazistów[/srodtytul]
Według tygodnika „Der Spiegel” na 200 członków zarządu BdV jedna trzecia miała nazistowskie rodowody. Pierwszy przewodniczący Hans Krüger brał udział w puczu monachijskim, a w Chojnicach skazywał na śmierć Polaków za łamanie prawa okupacyjnego.
Steinbach broniła się przed lustracją życiorysów członków BdV, rzekomo z braku środków. Jak kpił „Die Zeit”, suma pieniędzy łożonych na związek jest większa od dotacji dla niemieckiej kinematografii.
Powiązania BdV z nazistami dotyczą nie tylko historii. Saksoński Związek Ślązaków i neonaziści z NPD organizowali wspólny przemarsz przez Drezno. Choć Paul Latussek już w 1995 r. znalazł się pod lupą Urzędu Ochrony Konstytucji, został zastępcą Steinbach i z ramienia BdV zasiadał w radzie przy MSW w Berlinie. Odszedł po procesie, w którym skazano go za podżeganie do nienawiści i tzw. kłamstwo oświęcimskie. Z tego samego powodu skreślono go w 2001 r. z listy wykładowców Uniwersytetu w Ilmenau.
Przykładami powiązań działaczy BdV ze skrajną prawicą i neonazistami można sypać jak z rękawa.
[srodtytul]Kłamstwo dziesiąte – pojednawczy ton wobec Polski[/srodtytul]
Gdy w Berlinie po raz pierwszy spotkały się prezydia naszych parlamentów, szefowa BdV oskarżyła polskie partie o szkalowanie jej i przyrównała je do ugrupowań neonazistowskich. Czy liczyła na zerwanie rozmów? Na apel posła Markusa Meckela (SPD), aby przeprosiła za tę „szkalującą wypowiedź”, zareagowała: „Nawet we śnie nie przyszłoby mi to do głowy”.
Chwilę później perorowała na antenie Deutschlandfunk, że przez klęskę Hitlera spełniły się „dawne życzenia Polaków o wypędzeniu Niemców”.
Rzecznik SPD w Bundestagu Gert Weisskirchen oskarżył Steinbach o „przesuwanie odpowiedzialności za zbrodnie (…) na Polaków, których obok Żydów naziści przeznaczyli do zagłady”. Prowokacje i aroganckie pasaże Steinbach można cytować bez końca.
Niedawno na internetowym forum telewizji ARD Steinbach powtórzyła wszystkie swe kłamstwa. Odnosząc się do ofert kanclerz Merkel, stwierdziła, że „nie da się kupić, bo chodzi o sprawę”. Tu akurat Steinbach kłamstwa zarzucić nie można: w potyczce Związku Wypędzonych z rządem RFN rzeczywiście „chodzi o sprawę”. Czyli, mówiąc po polsku – o coś więcej niż tylko o jej osobę…
[i] Autor jest publicystą „Wprost” akredytowanym w Berlinie[/i]