PiS jako zespół urojeniowy

Po dwóch latach wytężonych śledztw miarę pisowskich nadużyć władzy stanowi popsuty laptop Zbigniewa Ziobry, a miarą pisowskiej korupcji jest dorsz za 8 złotych 50 groszy wytropiony przez minister Julię Piterę – pisze publicysta „Rz”

Aktualizacja: 12.01.2010 08:00 Publikacja: 11.01.2010 23:58

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

PiS i prezydent Kaczyński szkodzą Polsce. Szerzą podejrzliwość i grają na lękach, wzbudzają wrogość do obcych i inaczej myślących, wyrzucają oponentów poza nawias polskości. Gdy PiS rządził, używał organów ścigania, by straszyć i prześladować. Śmierć Barbary Blidy dowodzi grozy takich metod” – ile jest sensu w tym płomiennym wstępniaku jednego z wicenaczelnych „Gazety Wyborczej”? Dokładnie nic. Zarzut grania na lękach czy wzbudzania wrogości można postawić każdemu politykowi każdych czasów – z natury rzeczy wszak polityka wychodzi od wskazania zagrożenia, któremu ubiegający się o głosy kandydat zaradzi (bezrobocie, spadek poziomu życia, napływ tanich towarów z Japonii), oraz wroga, który musi zostać pokonany, aby mogło być lepiej.

[srodtytul]Ordynarne kłamstwo[/srodtytul]

Natomiast druga część cytowanej wypowiedzi – czyli passus o rzekomym nadużywaniu przez PiS organów ścigania do prześladowań, co miało doprowadzić do śmierci Barbary Blidy – jest zwykłym, ordynarnym kłamstwem, które środowisko wspomnianej gazety powtarza bezustannie, z całkowitą pogardą dla faktów.

Barbara Blida popełniła samobójstwo wskutek depresji, na którą złożyło się wiele czynników; nie bez znaczenia było to, jak została potraktowana przez własną partię, która na męczeństwie byłej minister usiłuje teraz w obrzydliwy sposób zbijać polityczny kapitał. W stanie psychicznym, w jakim się wedle relacji jej najbliższych znajdowała, mogła popełnić samobójstwo równie dobrze po otrzymaniu pocztą wezwania na przesłuchanie w prokuraturze.

W akcji policyjnej popełniono oczywiste błędy, ale polegały one właśnie na nadmiernej uprzejmości wobec zatrzymywanej, która nie mogłaby użyć pistoletu, gdyby ją regulaminowo rzucono na podłogę i skuto – i nawet jeśli uda się komisji Kalisza udowodnić (ale jak niby?), że zamiast Blidę aresztować, wystarczyłoby wezwać ją na zwykłe przesłuchanie, to nic w tej rozdmuchanej sprawie nie ma, co by uzasadniało brednie o odpowiedzialności za jej śmierć Kaczyńskich czy Ziobry.

Tyle o sprawie Barbary Blidy. Co do innych oskarżeń o „nadużywanie władzy” – po dwóch latach wytężonych śledztw można je skwitować jedynie śmiechem. Sejmowa komisja śledcza, która miała jakieś uzasadnienie dla nich znaleźć, jest zwykłą farsą, a miarę pisowskich nadużyć władzy stanowi popsuty laptop Zbigniewa Ziobry, podobnie jak miarą pisowskiej korupcji pozostanie na zawsze osławiony dorsz za 8 złotych 50 groszy wytropiony przez minister Julię Piterę w wydatkach ze służbowej karty członka poprzedniego rządu.

[srodtytul]Poza logiką i faktami[/srodtytul]

Wszystko to nie ma jednak najmniejszego wpływu na sposób myślenia środowisk, które podobne cytowanemu wstępniaki traktują poważnie. Fakty przeczą? Tym gorzej dla faktów – ten, kto zauważa rzeczywistość, jaką ona jest, zamiast utwierdzać towarzystwo w urojeniach, automatycznie zaliczany jest do wrogów.

Lekarz mógłby uznać, że człowieka, który zachowuje się w taki sposób, należy uznać za chorego psychicznie i że choroba ta nazywa się zespołem obsesyjno-urojeniowym. Taką właśnie diagnozę trzeba postawić przynajmniej części środowisk, których wyznanie wiary zawarł w swym wstępniaku cytowany na wstępie redaktor.

Tak się składa, że specjalnością gazety, której wicenaczelny napisał powyższe słowa, jest właśnie „wyrzucanie oponentów poza nawias” – może nie polskości, ale na pewno „wspólnoty ludzi przyzwoitych”, za której samozwańczego cenzora (w sensie starorzymskim) uznał się jej założyciel. Główną działalnością tej gazety jest organizowanie nagonek, które doprowadzić mają do natychmiastowego, bez dania racji i prawa obrony, usunięcia wziętej na cel osoby ze stanowiska, pozbawienia jej pracy, dobrego imienia, godności i prawa do istnienia w przestrzeni publicznej. Często zresztą w tym niszczeniu ludzi odnosi znaczące sukcesy – Paweł Zyzak, autor biografii Lecha Wałęsy, to tylko jeden z wielu przykładów.

Samo w sobie nie jest to objawem choroby – jedynie nieprzyzwoitości, która w polityce i propagandzie ma trwałe miejsce. W dodatku w tym, kto zostanie mianowany pisowcem albo nagle zaliczony do „ludzi przyzwoitych”, nie ma żadnej logiki i etykieta nie ma żadnego związku z faktami.

Ludzi, którzy u zarania III RP ucieleśniali obsesyjne lęki Towarzystwa przed faszystowską dyktaturą i „państwem wyznaniowym”, Wałęsą i Niesiołowskim, dziś to samo Towarzystwo zalicza do swego panteonu. Kreuje natomiast na „pisowców” takich, którzy ani z PiS, ani z ogólnie nawet pojmowaną „dekomunizacyjną prawicą” nie mają nic wspólnego.

[srodtytul]Wpychanie do pisowskiego wora[/srodtytul]

Jedną z bardziej absurdalnych ofiar był tu satyryk Marek Majewski, od zawsze zwolennik raczej Unii Demokratycznej niż prawicy, za to tylko, że zaśpiewał w Opolu piosenkę „Co myśli Jarosław Kaczyński”. Piosenka była oczywistą kpiną z ówczesnego premiera, ale – co Majewskiego zgubiło – kpiną zbyt inteligentną, zbyt subtelną dla tych inteligenckich salonów, w których szczytem wykwintnego żartu jest nazywanie Kaczyńskiego „kurduplem” (skądinąd jest on niższy od Kwaśniewskiego tylko o 2 cm). Sam tytuł wystarczył do ogłoszenia go „satyrykiem prorządowym”, wykpienia, oplucia i wypchnięcia z zawodu.

Innym charakterystycznym przykładem jest Krzysztof Skowroński – filar Radia Zet w okresie jego największego udeckiego zaangażowania, przez wiele lat człowiek szeroko rozumianego salonu, nigdy niedeklarujący poglądów zbliżonych do antykomunistycznej prawicy. Postawił on podupadającą Trójkę na nogi, przywrócił jej dawną świetność i słuchalność. Nikt nigdy nawet nie postawił mu zarzutu politycznej stronniczości (jedyny zarzut, że pozwolił Jarosławowi Kaczyńskiemu nagrać poranny wywiad poprzedniego wieczoru, zamiast przeprowadzić go na żywo, jest śmieszny – zresztą tak samo nagrywał szefa PiS agorowy TOK FM).

Nie ma to żadnego znaczenia, stał się wrogiem, bo nominację na szefa Trójki przyjął od PiS. Większość pracowników Trójki czy środowiska opiniotwórcze ani myślały protestować, gdy Skowrońskiego bez żadnej racji wyrzucono i gdy opluwano go na podstawie jakichś wygrzebanych naprędce kwitów dotyczących drobnych uchybień księgowych. Co innego, gdy zwolniono ze stanowiska jego następczynię.

[srodtytul]Postkolonialne rozdarcie[/srodtytul]

Histeryczna nienawiść okazana przez niektórych pracowników Trójki i wspierających ich celebrytów nowemu szefowi Trójki, zanim jeszcze zdążył się on pojawić w gabinecie, to kolejny objaw choroby. Jacek Sobala jest niewątpliwie fachowcem od radia, a zarzuty wobec niego ograniczają się do tego, że reanimując zupełnie niesłuchane Radio Bis, zlikwidował program, którego prowadzący znał wszystkich swoich słuchaczy po imieniu, i że zabronił używać na antenie komunistycznego potworka językowego „Święto Zmarłych”. Cóż, niestety – dobry fachowiec, ale nominant PiS. Towarzystwo sobie nie wyobraża współpracy z dyrektorem „z politycznego nadania”.

Absurd oczywisty: konstrukcja ustrojowa III RP jest taka, że chyba nigdy, w żadnym opiniotwórczym medium, bez względu na to, czy formalnie jest ono prywatne czy publiczne, nie było szefów innych niż z nadania politycznego – od Adama Michnika począwszy. Protestujący udają, że tego nie wiedzą, czy do tego stopnia już ulegli zbiorowej histerii?

Nie chcę się ograniczać do konstatowania zakłamania części tego środowiska i bezliku jego propagandowych manipulacji, bo to jałowe – podobnie jak udowadnianie, że to właśnie obecna władza na szeroką skalę dopuszcza się nadużyć, które, bezpodstawnie, stanowią trzon antypisowskiej obsesji. Trzeba stwierdzić, że zespół urojeń i obsesji związanych z PiS jest objawem bardzo poważnego problemu – typowego dla krajów postkolonialnych rozdarcia pomiędzy establishmentem, postrzeganym jako uprzywilejowany bezprawnie i bez rzeczywistych przymiotów, a społeczeństwem, wobec którego przynajmniej część establishmentu żywi uczucia pogardy i strachu. Wczoraj strach ten ucieleśniało „państwo wyznaniowe”, dziś PiS, jutro coś jeszcze innego, ale zjawisko nie zniknie.

Niektórzy przedstawiciele tego establishmentu to postkolonialna, mówiąc Sołżenicynem, „obrazowanszczina” – inteligencja z dyplomami, ale bez inteligenckiego etosu, która zapatrzona jest w metropolię, jedyną drogę awansu widzi w jej imitowaniu, a do własnego narodu pełna jest niechęci i swoistej urazy, że nie chce on poddawać się jej przewodnictwu.

[srodtytul]Demony harcują[/srodtytul]

Rynkowy sukces „Gazeta Wyborcza” zawdzięcza przede wszystkim temu, że umiejętnie wykorzystując znaczek „Solidarności” i wspierające ją autorytety, od samego początku, pod pozorem dziennikarstwa, dostarczała wielu pół- i ćwierćinteligentom codziennego zestawu fraz, poglądów i myślowych klisz, których używanie pozwala im uważać się i uchodzić za prawdziwych inteligentów. Po półwieczu peerelowskich spustoszeń zapotrzebowanie na tę usługę było ogromne. I „Wyborcza” wraz z mediami do niej zbliżonymi świadczy ją nadal.

Abonowanie określonych mediów daje „obrazowanszczinie” nobilitujące poczucie uczestnictwa we wspólnocie ludzi lepszych, wyróżniających się z polskiego motłochu, ciemnego, katolickiego i zapóźnionego w drodze do Europy. Wspólnota ta cementowana jest zaś wspólnym przeżywaniem nie tylko wyższości i pogardy, ale także strachu, jak również jej rozładowywania solidarnym niszczeniem osób uosabiających wroga.

Jest to wszystko nader ciekawym tematem do badań socjologicznych, których, niestety, żaden polski socjolog nie podejmie, bo złamałby sobie karierę. Na nasze bieżące potrzeby od opisania zjawiska ważniejsze jest stwierdzenie, iż wskutek postkolonialnych uwarunkowań i związanych z nimi urazów znaczna część polskich mediów żyje w świecie urojonym i nie pełni służby dziennikarskiej, ale psychoterapeutyczną – zarządzając emocjami, głównie negatywnymi, „obrazowanszcziny”. Rozum śpi głęboko, demony harcują.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?