Afera hazardowa. Instrukcja obsługi

Mariusz Kamiński miał rację, że afera hazardowa jest testem dla premiera. Ale nie tylko dla niego. Również dla całego państwa. Na razie nie zdaje go ono najlepiej – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 09.02.2010 08:38 Publikacja: 08.02.2010 23:30

Afera hazardowa. Instrukcja obsługi

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[srodtytul][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2010/02/08/afera-hazardowa-instrukcja-obslugi/]skomentuj na blogu[/link][/srodtytul]

Pomimo wysiłków Platformy Obywatelskiej, rządu i ich sojuszników o aferze hazardowej wiemy już na tyle dużo, aby zażądać poniesienia politycznej odpowiedzialności przez premiera. Oczywiście, polityczna odpowiedzialność nie jest sprawą jednoznaczną. W demokracji to obywatele ustalają jej zakres, decydują, czy naruszenie określonych standardów powinno pociągać za sobą odsunięcie określonego polityka od ważnych stanowisk, a także utratę władzy określonej formacji. Im bardziej kraj cywilizowany, tym ostrzejsze są kryteria oceny.

[srodtytul]Korupcja to nie tylko łapówki[/srodtytul]

Mamy prawo, a nawet obowiązek wymagać od polityków przestrzegania etyki. Wyobrażenie, że jakość rządzenia a etyka to różne sprawy, jest nierozumne, a w konsekwencji niebezpieczne.

Etyka to zestaw norm i zasad, którymi rządzi się dana społeczność. Budują one wzajemne zaufanie, które jest fundamentem wspólnoty. Zależy od niego działanie państwa, a więc także stan gospodarki i – generalnie – jakość życia ogółu. Korupcja nie tylko podraża wszelkie transakcje, ale rozregulowuje mechanizmy rynkowe i podkopuje całość gospodarki. A korupcja to nie wyłącznie wręczanie łapówek. Zaczyna się od nierównego traktowania podmiotów gospodarczych, co prowadzi do łamania fundamentalnej zasady wolnego rynku.

Aby jednak zjawiska te rozpoznać, obywatele muszą mieć na ich temat wiedzę. Oznacza to, że muszą mieć pośrednika, który im tę wiedzę dostarczy. Jeśli pośrednik – czyli media – szwankuje, szwankuje zbiorowa zdolność oceny rzeczywistości. Afera Rywina była momentem odrodzenia się polskich mediów, a więc i społeczeństwa. To w jej wyniku możliwe stało się wzmożenie moralne, które doprowadziło do kryzysu III RP i odsunięcia jej politycznej emanacji od władzy.

[wyimek]Usunięcie szefa CBAto sygnał dla służb, aby nie ruszać ważnych polityków[/wyimek]

Można odnieść wrażenie, że niczego takiego nie dostrzegamy w wypadku afery hazardowej. Sympatia mediów do obozu władzy powoduje nie tylko daleko idącą wobec niego tolerancję, ale wręcz próby teoretyzowania tej tolerancji. Argumenty w rodzaju: „wszyscy tak robią”, „taka jest już polityka”, są niesłychanie destrukcyjne i autokompromitujące. Jeśli bowiem „wszyscy tak robią”, a zwłaszcza politycy, to tym bardziej należy podjąć kampanię przeciw takiej korupcjogennej, jeśli nie wręcz korupcyjnej, „zwyczajności”. Jeśli polityka jest szczególnie na nią narażona, to należy ją poddawać ustawicznej i rygorystycznej kontroli. Media powinny to robić zwłaszcza w odniesieniu do obozu władzy.

Skandaliczna próba wyeliminowania posłów opozycji z komisji śledczej spotkała się z oburzeniem nawet tych, którzy sympatyzują z rządem. Tak więc jakieś poczucie przyzwoitości u sporej części dziennikarzy, którzy nadmiernie demonstrują swoje partyjne preferencje, jednak pozostało. Czy wystarczy go, aby wyciągnąć wnioski z rzeczywistości? Aby to sprawdzić, należy na początku uporządkować fakty.

[srodtytul]Co wiemy na pewno[/srodtytul]

Zacznijmy od ostatniej fazy afery. Możemy wówczas mówić o niekwestionowalnych faktach. 11 września 2009 roku do Kancelarii Premiera wpływa pismo od Mariusza Kamińskiego opatrzone adnotacją o szczególnym znaczeniu. Szef CBA informuje premiera, że nastąpił przeciek, który uniemożliwia prowadzenie operacji „Black Jack”. Bohaterowie afery hazardowej dowiedzieli się, że są śledzeni. Od tego momentu premier ma wolną rękę i może wyciągnąć wobec nich dowolne konsekwencje bez obawy o ujawnienie śledztwa.

Donald Tusk twierdzi, że nie czytał pisma, w co trudno uwierzyć, biorąc pod uwagę, że wcześniej, po informacji o sprawie, zorganizował co najmniej dwa związane z nią spotkania. Zresztą jako inteligentny polityk musiał zdawać sobie sprawę z jej rangi. W każdym razie 16 września Kamińskiemu udaje się wreszcie z nim spotkać. Od tego czasu premier nie może twierdzić, że nie wie o ujawnieniu sprawy. I co robi wobec uwikłanych w nią polityków, którzy pełnią wysokie funkcje w państwie?

Premier zgodził się publicznie, że minister Mirosław Drzewiecki i prezes sejmowego Klubu PO Zbigniew Chlebowski złamali standardy polityczne i, być może, prawo. Uznał, że afera była faktem i to oni są za nią odpowiedzialni. Z tego zdawał sobie sprawę już w sierpniu. Od 16 września na pewno – a prawdopodobnie wcześniej – wiedział, że ma wolną rękę w działaniach wobec nich. Nie zrobił nic.

1 października „Rzeczpospolita” ujawnia sprawę. Premier nadal nic nie robi. Każe obu politykom tłumaczyć się przed opinią publiczną i ogłasza, że od tego zależy, jak wobec nich postąpi. Mówi więc, że ważny jest wizerunek, a nie standardy etyczno-polityczne. Trudno nie uznać tego za kompromitację.

Trzymając się więc słów Donalda Tuska, przemeblowanie jego gabinetu 7 października uznać musimy za efekt marketingowej porażki. Zwłaszcza że sam premier i jego ludzie mówią o tym w sposób rażąco niekonsekwentny. Pytani o rozliczenie afery odpowiadają: przecież jej efektem były zwolnienia w rządzie na bezprecedensową skalę. Pytani o konkretne dymisje, poza Drzewieckim i Chlebowskim, odpowiadają: to nie ma żadnego związku z aferą.

Ale nie to jest sprawą zasadniczą. Fundamentalne jest uzależnienie decyzji szefa rządu co do bohaterów afery wyłącznie od względów marketingowych. Innymi słowy, lekceważenie moralno-politycznych standardów ze strony premiera.

[srodtytul]Dziwne zbiegi okoliczności[/srodtytul]

Z domeny wiedzy przenosimy się teraz w sferę interpretacji, chociaż opartej na solidnych faktach. Faktem jest, że następnego dnia po spotkaniu Drzewieckiego z premierem asystent tego pierwszego Marcin Rosół rozpoczyna gorączkowe telefony do wiceministra skarbu Adama Leszkiewicza, do którego nie może się dodzwonić z powodu zagranicznych wakacji tegoż.

Trudno uznać, że miały one inny cel niż wycofanie z konkursu do zarządu Totalizatora Sportowego córki potentata w dziedzinie jednorękich bandytów Magdaleny Sobiesiak, który to – na życzenie ojca – miała wygrać. Wiemy o tym stąd, że po kilku dniach, kiedy Rosołowi udaje się wreszcie spotkać z Leszkiewiczem, sprawa Magdaleny Sobiesiak jest jedynym tematem ich rozmowy.

Pięć dni po rozmowie premiera z Drzewieckim, wieczorem 24 sierpnia, Rosół spotyka się z Sobiesiakówną w restauracji Pędzący Królik, aby skłonić ją do wycofania kandydatury. Następnego dnia rano Sobiesiakówna spotyka się z ojcem, informując go o sprawie. Od tego momentu Sobiesiak wie już o operacji CBA, o czym powiadamia swojego wspólnika Jana Koska.

26 sierpnia dochodzi do spotkania premiera z Chlebowskim. Następnego dnia Chlebowski tłumaczy wiceministrowi finansów Jackowi Kapicy, że nie miał nic wspólnego z lobbowaniem w sprawie ustawy hazardowej. Wyraża zdziwienie „dziwnym zamieszaniem” wokół ustawy. Innymi słowy: wie już o sprawie i śledztwie CBA, a w każdym razie domyśla się. To zresztą powoduje, że rezygnuje z dotychczasowej formy kontaktów z Sobiesiakiem i umawia się z nim poprzez pośrednika, aby spotkać się na stacji benzynowej, a rozmowę odbyć na cmentarzu.

Tak więc bezpośrednio po rozmowie z premierem Chlebowski oraz asystent Drzewieckiego podejmują środki ostrożności. Czy jesteśmy w stanie uwierzyć, że to wyłącznie zbieg okoliczności? W obu rozmowach brał udział Grzegorz Schetyna, sam jakoś w sprawę uwikłany, co nie znaczy, że winny. Z oczywistych względów nie powinien o śledztwie wiedzieć, zresztą premier deklaruje pod przysięgą, że go o tym, tak jak i innych zainteresowanych, nie informował. Co więc robił na tych spotkaniach Schetyna? Tego premier, który podobno, zgodnie z opinią mediów, wszystko potrafił wyjaśnić, wytłumaczyć nie potrafił. Tłumaczył, że Schetyna po prostu brał udział w większości jego spotkań. Biorąc pod uwagę, jak łatwo potrafił się z nim Tusk rozstać miesiąc później, trudno uwierzyć, że nie potrafił się bez niego obejść. W wypowiedziach medialnych z początku października Schetyna dawał do zrozumienia, że problem afery hazardowej wspólnie z premierem próbowali jakoś rozwiązać. Przed komisją wypowiedzi te usiłował zreinterpretować odmiennie.

I jeszcze jeden zbieg okoliczności. W kalendarium „odpowiedzialnego za służby specjalne” Jacka Cichockiego – dokumencie, który miał publicznie wyjaśniać tło afery, w spotkaniu trzech osób: Tuska, Drzewieckiego i Schetyny, brakuje tego ostatniego. Czy to znowu zbieg okoliczności, że Kancelaria Premiera zapomniała go tam umieścić? Czy może chodziło o to, aby nie kłuł w oczy w tym kluczowym dla kwestii przecieku spotkaniu?

[srodtytul]Matecznik Sobiesiaka[/srodtytul]

Zeznania Sobiesiaka przed prokuraturą wskazują, że znajomości między nim a politycznymi bohaterami afery hazardowej były dłuższe i bardziej zażyłe, niż chcieliby oni przyznać. Zresztą zeznaniami Chlebowskiego i Drzewieckiego, którzy – podobno – tak dobrze wypadli przed komisją śledczą, niespecjalnie warto się zajmować. Roiły się one od białych plam (niepamięć) i zawierały pokaźną liczbę sprzeczności. Jeśli minister stwierdza, że przez pomyłkę podpisał pismo pozbawiające jego resort blisko pół miliarda złotych, to czy warto traktować go poważnie? Zwłaszcza że dokument ten, gdyby nie działanie CBA, doprowadziłby do konsekwencji prawnych.

Minister twierdził również, że prawie nie znał Sobiesiaka, który odwiedzał go nie tylko w ministerstwie, ale i w prywatnym mieszkaniu, a Drzewiecki rewizytował go i przewoził jego córce paczkę do USA. Bardzo uczynnych mamy ministrów.

Z przytoczonych przez Mariusza Kamińskiego i niekwestionowanych przez nikogo faktów wynika, że Chlebowski i Drzewiecki działali nie tylko w uzgodnieniu, ale wielokrotnie wręcz na zamówienie Sobiesiaka. Np. Rosół w Ministerstwie Finansów załatwia zgodę na prowadzoną bezprawnie przez Sobiesiaka budowę wyciągu narciarskiego i podjęte przy okazji działania (m.in. wyrąb lasu).

Te i podobne sytuacje pokazują typ relacji między politykami PO a biznesmenem od hazardu. Sobiesiak, który domaga się posady dla swojej córki, odrzuca propozycje ministra uczynienia jej dyrektorem w branży turystycznej. Żąda dla niej stanowiska we władzach Totalizatora Sportowego, swojego państwowego konkurenta. Gdyby nie wybuch afery, jego polecenie zostałoby spełnione.

Minister sportu załatwia Sobiesiakowi sprawy nie tylko w podległym sobie resorcie, ale wszędzie, gdzie potrzeba. Należy dodatkowo wziąć pod uwagę, że rola Drzewieckiego zdecydowanie wykraczała poza piastowane przez niego stanowisko. Był on jednym z najbliższych współpracowników premiera i najważniejszych ludzi w PO.

Biorąc pod uwagę, że matecznikiem Sobiesiaka był Dolny Śląsk, pozostaje pytanie, na ile jego działania pozostawały poza wiedzą i wolą osoby numer jeden w tym regionie, czyli Grzegorza Schetyny. Zainteresowanie tymi sprawami ze strony CBA było wręcz obowiązkiem służby antykorupcyjnej.

[srodtytul]Sprawa Kamińskiego[/srodtytul]

Wszystko wskazuje na to, że działania CBA dały sygnał do polowania na jego szefa. To wtedy, jeszcze przed przekazaniem mu przez Kamińskiego sprawy, Tusk zamówił ekspertyzy w Rządowym Centrum Legislacji na temat możliwości jego odwołania. Opinie były krytyczne. Przytoczone przez premiera powody nie wystarczały do usunięcia Kamińskiego. Premier więc mijał się z prawdą przed komisją, stwierdzając, że nie miał danych, które kwestionowałyby odwołanie szefa CBA.

Sprawą poważniejszą jest jednak oficjalne stanowisko rządu, przedstawione przez jego rzecznika, a następnie potwierdzone przez premiera i liderów partii, że Kamiński aferę „odpalił”, aby wyprzedzić zarzuty prokuratorskie wobec siebie.

Zgodnie z polskim prawem prokurator, jeśli zbierze wystarczające dane, ma obowiązek postawić zarzuty podejrzanemu. Kamiński o zarzutach został poinformowany przez prokuraturę w połowie września. Stwierdzenia premiera i jego rzecznika o pojawieniu się zarzutów już w maju są więc albo zwykłym kłamstwem, albo, co jeszcze gorsze, przyznaniem się do przygotowywania przeciw Kamińskiemu prowokacji.

Orientując się, że tym razem nie wszystkie media przemilczą dwuznaczność tych wyjaśnień, politycy PO zaczęli tłumaczyć to szczególnym stanowiskiem Kamińskiego. Np. według członka komisji śledczej Sławomira Neumanna to w związku z pozycją Kamińskiego proces stawiania zarzutów trwał od maja do września. Gdyby to było prawdą, oznaczałoby tylko krzyczące bezprawie, gdyż szefa CBA prawo ma obowiązek traktować jak zwykłego obywatela.

Niestety, wiele wskazuje, że nie o zwykłe kłamstwa tu chodzi. Prokurator Olewiński, który ostatecznie postawił zarzuty, wcześniej skarżył się – według Kamińskiego – na naciski w jego sprawie. Wprawdzie prokurator temu zaprzeczył, ale wcześniej sugerował to kilku dziennikarzom i twierdził, że nie widzi żadnych podstaw do uruchomienia śledztwa przeciw szefowi CBA. Zarzuty przeciw niemu dotyczą działań, które Kamiński podejmował za zgodą prokuratury i sądów i w zgodzie z wszelkimi procedurami.

Z pełną odpowiedzialnością można powiedzieć, że sprawa ta wstrząsnęłaby każdym cywilizowanym państwem. W Polsce gros dziennikarzy jej nie zauważa.

I zestawienie najprostszych faktów. Szef CBA wytropił aferę. Premier przyznaje, że afera była, i... odwołuje szefa CBA. W dalszej konsekwencji niszczy całą instytucję, gdyż nieformalne podporządkowanie jej CBŚ pozbawia ją racji bytu. Współpracownicy Kamińskiego są szykanowani.

[srodtytul]Test dla państwa[/srodtytul]

Nawet wśród przychylnych PO dziennikarzy króluje opinia, że to premier stoi za przeciekiem. W prywatnych rozmowach mówią bagatelizująco: to jasne, że Tusk powiedział albo dał do zrozumienia swoim współpracownikom i kolegom, aby uspokoili się w sprawie hazardu. Zachował się normalnie. Czy rzeczywiście? To normalność bananowej republiki, w której rządzący kolesie załatwiają między sobą różne ważne sprawy. Procedury i prawo są jedynie parawanem.

Utrącenie z winy premiera istotnego śledztwa, które odsłania skandaliczne, jeśli nie kryminalne, powiązania liderów partii rządzącej, winno prowadzić do posadzenia go na politycznej ławie oskarżonych. A to przecież niejedyna wina premiera. Usunięcie Kamińskiego to sygnał dla służb, aby nie ruszać ważnych polityków, a próby uzasadnienia tego i śledztwo przeciw niemu mają charakter niszczenia niewygodnego urzędnika za pomocą aparatu sprawiedliwości działającego w tym wypadku wspólnie z rządem. To łamanie elementarnych norm państwa prawa.

Kamiński miał rację, że sprawa jest testem dla premiera. Nie w tym sensie, że szef CBA jemu go poddał, ale że sytuacja taka jest testem. Nie tylko dla premiera, ale dla całego państwa. Na razie zdaje go ono nie najlepiej – zarówno władze, wymiar sprawiedliwości, jak i media. Komisja ujawnia jednak kolejne fakty. Naturalnie dla tych, którzy chcą wiedzieć. Czy potrafimy z nich wyciągnąć wnioski?

[srodtytul][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2010/02/08/afera-hazardowa-instrukcja-obslugi/]skomentuj na blogu[/link][/srodtytul]

Pomimo wysiłków Platformy Obywatelskiej, rządu i ich sojuszników o aferze hazardowej wiemy już na tyle dużo, aby zażądać poniesienia politycznej odpowiedzialności przez premiera. Oczywiście, polityczna odpowiedzialność nie jest sprawą jednoznaczną. W demokracji to obywatele ustalają jej zakres, decydują, czy naruszenie określonych standardów powinno pociągać za sobą odsunięcie określonego polityka od ważnych stanowisk, a także utratę władzy określonej formacji. Im bardziej kraj cywilizowany, tym ostrzejsze są kryteria oceny.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?