Mój Tata, Maciej Płażyński, zamierzał 12 kwietnia złożyć w Sejmie obywatelski projekt ustawy o repatriacji. Był pełnomocnikiem społecznego komitetu, który zdążył zebrać kilka tysięcy podpisów wspierających tę inicjatywę. Niestety, smoleńska tragedia obróciła wniwecz jego plany.
Przyjaciele i współpracownicy Taty zwrócili się do mnie, abym został nowym pełnomocnikiem komitetu. Przyjąłem tę godność, ponieważ czuję się zobowiązany do kontynuowania spuścizny po Ojcu. Ale to niejedyny powód. Jestem przekonany, że realizacja tej inicjatywy jest naszym obowiązkiem. Państwo polskie powinno dotrzymywać danego słowa.
[srodtytul]Rozwiane nadzieje[/srodtytul]
Po odzyskaniu przez Polskę suwerenności wydawało się, że w miarę szybko uda się naprawić krzywdy, jakie spotkały naszych rodaków, którzy w latach 30. i 40. XX wieku zostali wypędzeni z Kresów do azjatyckiej części Związku Sowieckiego. Służyć temu miała ustawa repatriacyjna z 2000 roku. Niestety, zawiodła ona te nadzieje. Rzeczywistość – jak mawiał mój Tata – po raz kolejny rozwiała piękny mit szklanych domów.
Dowodem niepowodzenia są suche liczby. Obecnie w systemie ewidencji RODAK, gromadzącym dane o repatriantach, zarejestrowanych jest ponad 2500 osób (ok. 1620 rodzin) oczekujących na powrót do ojczyzny. Państwo polskie podjęło wobec nich określone zobowiązanie, ponieważ otrzymali oni przyrzeczenie otrzymania wizy repatriacyjnej. Niestety, w ubiegłym roku MSWiA sprowadziło do Polski tylko kilkanaście osób z owych 2,5 tys. oczekujących. Taki stan rzeczy przynosi ujmę państwu polskiemu i nam wszystkim jako członkom wspólnoty narodowej.