W ostatni piątek pełniący obowiązki prezydenta Bronisław Komorowski podpisał nowelę ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Przez wielu specjalistów jest ona nazywana ustawą o wielkim bracie lub dekretem o nacjonalizacji dzieci. Dlaczego?
Intencje ustawodawców były jak najbardziej szlachetne: chodziło o zmniejszenie skali zjawiska, jakim jest stosowana w niektórych rodzinach agresja wobec dzieci. Wszyscy mamy przecież w pamięci przypadki zakatowanych na śmierć dzieci, o których głośno informowały media. Problem polega jednak na tym, że lekarstwo, jakie zdecydowano się zastosować, przyniesie więcej szkód niż choroba, którą miało wyleczyć. Pokazuje to dobitnie przykład innych krajów, które postanowiły sięgnąć po tego typu instrumenty prawne.
[srodtytul]Zakaz wychowywania[/srodtytul]
Pionierem w dziedzinie takich rozwiązań jest Szwecja, gdzie już w 1979 r. uchwalono całkowity zakaz wymierzania kar cielesnych dzieciom. Za naruszenie tego przepisu grozi nawet kara do dziesięciu lat więzienia. Akt ten nie zapobiegł jednak problemowi, któremu miał przeciwdziałać – statystyki pokazują, że liczba dzieci, które straciły życie na skutek agresji stosowanej w rodzinie, nie zmniejszyła się wcale od 30 lat i utrzymuje się na podobnym poziomie jak przed wprowadzeniem w życie ustawy. Pojawiły się natomiast nowe problemy.
Prawo z 1979 r. za przemoc w rodzinie uznaje takie przestępstwa, jak klaps w tyłek, pociągnięcie za ucho, uderzenie w dłoń czy podniesienie głosu. Już samo odesłanie dziecka do jego pokoju jest uznawane za przemoc nie tylko psychiczną, ale i fizyczną, ponieważ oznacza fizyczne odseparowanie go od rodziców. Na podstawie tego właśnie prawa co roku w Szwecji państwo odbiera rodzicom kilkanaście tysięcy dzieci.