Kaczyńskiemu nie opłaca się zwyciężyć

Warunkiem wygrania wyborów parlamentarnych jest dobra kondycja partii. Ale Jarosław Kaczyński nie ma komu zostawić PiS – pisze publicysta „Rz”

Publikacja: 24.06.2010 01:03

Jarosław Kaczyński woli realnie rządzić, wydawać polecenia, podejmować decyzje. Statyczna funkcja pr

Jarosław Kaczyński woli realnie rządzić, wydawać polecenia, podejmować decyzje. Statyczna funkcja prezydenta odpowiadać mu nie będzie

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/blog/2010/06/24/piotr-gursztyn-kaczynskiemu-nie-oplaca-sie-zwyciezyc/]na blogu[/link][/b]

Wygrana w wyborach prezydenckich nie jest marzeniem ani planem kandydata Prawa i Sprawiedliwości. Wprawdzie on i jego sztab działają tak, jakby szczerze chcieli to osiągnąć, cel jest jednak inny. Wynik 49 proc. głosów dla Jarosława Kaczyńskiego, a tylko 51 proc. dla Bronisława Komorowskiego jest tym, co sprawiłoby prezesowi PiS największą satysfakcję. Zdobycie pałacu przy Krakowskim Przedmieściu stałoby się zaś pyrrusowym zwycięstwem.

– Jest wiele powodów, dla których Jarek nie widzi się w roli prezydenta. 10 kwietnia doszedł jeszcze jeden: pragnienie wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. Prezydent nie ma do tego narzędzi – mówi osoba z otoczenia prezesa PiS. Te narzędzia ma w Polsce przede wszystkim szef rządu.

Jednak i bez tego osobistego – a przy tym bardzo silnego – motywu Kaczyński ma wystarczająco wiele powodów, aby się nie pchać do Pałacu Prezydenckiego. Kwestię można zresztą odwrócić: na co mu ta prezydentura?

[srodtytul]Dźganie tygrysa[/srodtytul]

Gdyby wygrał, znalazłby się w sytuacji podobnej do tej, w której od wyborów z 2007 roku funkcjonował jego

śp. brat. Jedynym zapleczem prezydenta Jarosława Kaczyńskiego byłoby słabnące bez jego przywództwa Prawo i Sprawiedliwość. Byłby tygrysem zamkniętym w złotej klatce, którego każdy mógłby dźgać. On zaś nie miałby możliwości obrony.

Nietrudno sobie wyobrazić drugiego z braci Kaczyńskich jako kolejną dyżurną negatywną ikonę popkultury. Ofiarę drwin prymitywnych, ale powtarzanych bez przerw i skutecznie odzierających go z godności i prestiżu. Czarną robotę za spin doktorów PO odwaliłby np. Kuba Wojewódzki i kilku mniej znanych radiowych didżejów.

Dla jego głównego przeciwnika politycznego, Platformy Obywatelskiej, byłaby to sytuacja arcywygodna. Aktualne byłoby alibi, że nic nie można robić, bo prezydent „wszystko” wetuje. Ale ważniejsza byłaby możliwość mobilizowania wyborców antykaczystowskimi hasłami.

Jeśli do tej pory bez trudu udało się obsadzać Kaczyńskiego w roli zagrożenia dla swobód demokratycznych, tym prościej będzie to robić, gdy zajmie on eksponowaną godność głowy państwa.

[srodtytul]Wszyscy przeciw PO?[/srodtytul]

Ta kwestia jest szczególnie istotna wobec zbliżających się wyborów parlamentarnych. Dla Platformy koniunktura jest ciągle niezła, ale widać już pierwsze symptomy zmian. Przede wszystkim rosnący we wszystkich siłach politycznych strach przed monopolem PO. Reakcje na przedwyborcze manewry Platformy w postaci podbierania ludzi lewicy, np. Marka Belki, i obsadzania nimi stanowisk wbrew koalicjantowi są najświeższym tego przykładem. To zjawisko nie będzie słabło.

Widać, że wiele zachowań PO – ciągle niezbyt skłonnej do szukania kompromisów – już budzi irytację nawet w środowiskach z natury jej życzliwych. Reżyser Agnieszka Holland wprawdzie wsparła publicznie kandydaturę Komorowskiego, ale na co dzień musi walczyć z oporem PO wobec przygotowanego przez nią i tzw. twórców projektu ustawy medialnej. Głosy z tego środowiska określają postawę PO jako egoistyczną i zachłanną.

Za kilka miesięcy kolejnym polem konfliktu będzie kampania samorządowa. Formalnie wygra ją PO, która prawdopodobnie będzie mogła się pochwalić, że jej prezydenci, burmistrzowie i wójtowie rządzą ogromną większością gmin. Będzie to sukces nieco potiomkinowski, bo PO prośbami i groźbami skłoniła wielu bezpartyjnych dotąd samorządowców do startu pod jej barwami. Jaki może być tego skutek? Wszystkie pozostałe siły polityczne poczują zagrożenie ze strony hegemona. Sama zaś kampania doprowadzi do wielu lokalnych kolizji, z których szczególne znaczenie będzie miała konkurencja z koalicyjnym PSL.

Wszystko to doprowadzi zaś do tego, że rok 2011 może być czasem rozgrywki wszyscy kontra Platforma. Tak jak 2007 rok był meczem PiS kontra reszta świata, a rok 2005 konfrontacją wszystkich z SLD.

Kaczyński jako lider największego ugrupowania opozycyjnego ma szansę stać się głównym profitentem. Trudno dziś zresztą wyobrazić sobie kogoś innego w roli alternatywnego wobec Tuska premiera. W najbliższym czasie tylko Kaczyński, nikt inny.

Jednak pierwszym warunkiem wygrania wyborów parlamentarnych jest odpowiednia koniunktura, czyli strach przed PO i niechęć wyborców wobec niej. Drugim jest dobra kondycja własnego obozu. A Kaczyński nie ma komu zostawić partii.

[srodtytul]Partia ważniejsza od żyrandola[/srodtytul]

Pewnie tym bardziej mu tego żal, że emocjonalna mobilizacja po katastrofie smoleńskiej i entuzjazm wywołany sprawnie przeprowadzoną kampanią przed drugą turą doprowadziły do rewitalizacji PiS. Jeszcze 9 kwietnia powszechnymi uczuciami w partii były frustracja, poczucie niemożności, brak wiary w sukces. PiS było rozdzierane intrygami między frakcjami, a autorytet prezesa erodował. Dziś nikt nie kwestionuje przywództwa Kaczyńskiego, nikt też nie myśli o odchodzeniu z PiS. Relatywny sukces w pierwszej turze wyborów prezydenckich – mała różnica między wynikami Komorowskiego i Kaczyńskiego – dodatkowo wzmocnił pozycję prezesa.

Ten autorytet nie jest jednak dość silny, aby kierować partią zdalnie z Pałacu Prezydenckiego. Kaczyński będzie musiał i formalnie, i faktycznie oddać komuś prezesurę. Adam Lipiński? Joachim Brudziński? Joanna Kluzik-

-Rostkowska? Te nazwiska pojawiały się na giełdzie ewentualnych następców. Jedno wiadomo na pewno – nikt z nich nie ma dość siły i autorytetu, aby utrzymać jedność PiS. Ani tym bardziej nadać partii nową energię.

Kaczyński o tym wszystkim wie. Ta sytuacja – używając jego powiedzonka – to oczywista oczywistość. Znalazł się w podobnym położeniu jak pół roku temu Donald Tusk. Lider PO też uznał, że partia jest wartością zbyt cenną, a przy tym kruchą, aby oddawać ją za pałacowe żyrandole.

Mamy tu zresztą kolejny przykład tego, jak słabe są polskie ugrupowania polityczne. To tylko personalne projekty będące monolitem jedynie dzięki sile i autorytetowi swojego założyciela. I rozpadające się, gdy zabraknie tego spoiwa. Innego bowiem w nich nie ma, mimo formalnie demokratycznego charakteru i statutowych zapisów o sukcesji władzy.

[srodtytul]Inny od brata[/srodtytul]

Jest wprawdzie w PiS także odczucie odwrotne – że trzeba zdobyć prezydenturę, bo inaczej PO będzie miała wszystko. I wszystko przez najbliższy rok, do wyborów parlamentarnych, przejmie. Tak jak obsadziła NBP, urząd RPO, tak jak weźmie IPN i TVP. Prezydent Kaczyński, zgodnie z tymi obawami, ma być ostatnią instancją broniącą przed totalnym monopolem.

Być może ta myśl nie jest obca samemu Kaczyńskiemu. Ale jest też jeszcze jeden powód, dla którego nie widzi on siebie w roli prezydenta. Może najmniej ważny, bo dotyczący jego temperamentu, ale często wskazywany przez ludzi z jego bliskiego otoczenia. Wszyscy oni twierdzą, że Kaczyński odnajdował się jako szef rządu, ale nie będzie mu odpowiadała statyczna funkcja prezydenta. Woli realnie rządzić, wydawać polecenia, podejmować decyzje. I od razu widzieć rezultaty swoich działań. Pod tym względem jest inny niż jego brat bliźniak.

[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/blog/2010/06/24/piotr-gursztyn-kaczynskiemu-nie-oplaca-sie-zwyciezyc/]na blogu[/link][/b]

Wygrana w wyborach prezydenckich nie jest marzeniem ani planem kandydata Prawa i Sprawiedliwości. Wprawdzie on i jego sztab działają tak, jakby szczerze chcieli to osiągnąć, cel jest jednak inny. Wynik 49 proc. głosów dla Jarosława Kaczyńskiego, a tylko 51 proc. dla Bronisława Komorowskiego jest tym, co sprawiłoby prezesowi PiS największą satysfakcję. Zdobycie pałacu przy Krakowskim Przedmieściu stałoby się zaś pyrrusowym zwycięstwem.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?