Od kilku dni, a dokładnie rzecz biorąc – od sobotniego poranka, mam wrażenie, jakby Polska nie miała ważniejszego problemu niż uporanie się z plagą dilerów dopalaczy. Furda gigantyczna dziura budżetowa, furda wielomiesięczne kolejki w coraz bardziej zadłużonych szpitalach i przychodniach, furda kompromitująca polski rząd wciąż niepodpisana umowa gazowa z Rosją oraz ślimaczące się śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. Naprawdę ważne są tylko dopalacze!
[srodtytul]Zepsuty weekend [/srodtytul]
Najpierw więc Donald Tusk postanowił zepsuć nam, rodakom, weekend, a swemu partyjnemu druhowi Januszowi Palikotowi pierwszy zjazd jego ruchu (bo zapewne o to – przynajmniej przy okazji – chodziło). I postawił na nogi pół Polski, czyniąc taki raban, jakby nasze państwo zaatakował co najmniej tuzin bojówek al Kaidy.
Zgodnie z instrukcjami armia inspektorów sanepidu od wczesnego rana przeczesywała wzdłuż i wszerz cały kraj w poszukiwaniu sklepów z dopalaczami.
A potem je widowiskowo jeden po drugim – na oczach całej zdumionej Polski – plombowano, urządzając pokazówkę, jakiej nie tylko nie powstydziłaby się żadna ze służb państwowych za czasów rządów PiS, ale jeszcze każda z nich wiele mogłaby się nauczyć. Z CBA włącznie!